Szczepan Twardoch nie jest z pewnością moim ulubionym pisarzem, ba, mam do niego całą masę pretensji, które stosunkowo niedawno, bo w sierpniu zeszłego roku, wyłożyłem na łamach „Do Rzeczy” w tekście „Przemienienia Szczepana Twardocha”, a jednak zarzuty, z którymi się spotkał po otrzymaniu Nagrody im. Kazimierza Kutza, swoim przenoszącym góry idiotyzmem pomniejszają czy wręcz niwelują krytykę autora „Morfiny”. Zwłaszcza że właśnie to wyróżnienie należało się Twardochowi jak psu buda. Szczepan Twardoch został drugim, w niedługiej historii, laureatem Nagrody im. Kazimierza Kutza, przyznawanej przez miasto Katowice, Uniwersytet Śląski i Teatr Śląski „osobom łączącym artystyczną aktywność ze społecznym zaangażowaniem”. Zdawałoby się, że autor takiej powieści jak „Drach”, niezależnie od naszego stosunku i do pisarza, i do jego dzieł, jest wymarzonym dla przyznającej nagrodę 16-osobowej kapituły, a jednak zastrzeżenia zgłosili Iwona Świętochowska-Kutz – wdowa po patronie nagrody – i Jerzy Illg, redaktor naczelny wydawnictwa Znak.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.