Odszkodowań od Niemiec za wojenne zniszczenia na pewno długo jeszcze nie otrzymamy, a być może nie uda się ich uzyskać nigdy. Zresztą komentując głośny raport, sam prezes Kaczyński, co w ogólnym wzmożeniu umknęło uwadze, przedstawił ich wyegzekwowanie jako „zadanie dla przyszłych rządów”. Dyskusja o prawnych aspektach sprawy, czy zrzeczenie się roszczeń przez Bieruta było skuteczne czy może skuteczne stało się dopiero wskutek decyzji pierwszych rządów III RP, jest więc potrzebna, ale nie pilna. Bardziej konstruktywna byłaby dyskusja o tym, jak zapowiadane wystąpienie o reperacje (w chwili pisana tego tekstu nota dyplomatyczna jest wciąż w zapowiedziach) przełoży się na naszą pozycję i politykę międzynarodową – ale takiej dyskusji praktycznie nie ma, jest tylko przerzucanie się wiecowymi sloganami.
Wybrać pole do bitwy
Tym polem, na którym reparacje odegrać mogą – i wszystko wskazuje, że odegrają – istotną rolę, jest polityka wewnętrzna. I tutaj już widać, że PiS z niezwykłą łatwością zrealizował swe cele szybciej i łatwiej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. A walka idzie o rzecz w demokratycznej polityce najważniejszą: o wyznaczenie linii politycznego podziału, wybór pola, na którym toczyć się będzie wyborcza bitwa. Cała sztuka politycznego marketingu polega na tym właśnie, aby stworzyć taką polaryzację, w której da się pozyskać maksimum wyborców, nawet jeśli nie zgadzają się oni z partią w innych, dla tej polaryzacji drugorzędnych kwestiach. Spójrzmy pod tym kątem na dzieje wojny pomiędzy PO a PiS. W roku 2005 PiS zdołał zbudować korzystną dla siebie polaryzację „Polska Solidarna vs. Polska liberalna” (spot z lodówką, z której znikają produkty).
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.