Wbrew przewidywaniom i nadziejom wielu jego polskich zwolenników Janusz Waluś nie pojawi się zbyt szybko nad Wisłą. Słynny zabójca Chrisa Haniego, szefa Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej, najpierw będzie musiał przetrwać w RPA najbliższe dwa lata. Warunki przedterminowego zwolnienia są bowiem jasne: Waluś – mimo że w 2017 r. zrzekł się obywatelstwa RPA – do końca 2024 r. nie może wyjechać z Afryki Południowej. Zważywszy na bardzo radykalną atmosferę, która panuje wśród licznych zwolenników tamtejszych komunistów, najsłynniejszy Polak w Afryce Południowej będzie musiał mieć oczy dookoła głowy.
– W RPA radykałowie, dla których Hani to absolutny bohater, otwarcie wzywają do zemsty na Januszu Walusiu. Rewanżystowski nastrój jest tam bardzo silny – mówi w rozmowie z „Do Rzeczy” Michał Zichlarz, dziennikarz, autor książki „Zabić Haniego. Historia Janusza Walusia”, który jako jeden z niewielu miał z nim kontakt.
Waluś już odczuł to na własnej skórze. Tuż po ogłoszeniu decyzji o warunkowym zwolnieniu Polak został ugodzony nożem przez innego więźnia. Rana była na tyle groźna, że trafił on na tydzień do szpitala.
Siedemdziesięcioletni Waluś przez najbliższe dwa lata nie tylko nie może opuścić terytorium RPA, ale nie wolno mu także udzielać wywiadów. Jeżeli choćby w najmniejszym stopniu złamie warunki zwolnienia warunkowego, to od razu wróci za kratki, na co czekają zresztą miliony Południowoafrykańczyków.
– Wolność dla Janusza Walusia to policzek wymierzony elementarnemu poczuciu sprawiedliwości – powiedział „Do Rzeczy” Jeremy Cronin, były zastępca sekretarza generalnego Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej. – Człowiek, który o mało nie doprowadził do wybuchu wojny domowej w naszym kraju, starał się zapobiec przekazaniu władzy przez białych i nie wyznał prawdy na temat prawdziwych mocodawców tej brutalnej egzekucji, ma chodzić wolno? Nie możemy się na to zgodzić.
Po drugiej stronie południowoafrykańskiej sceny politycznej nastroje są jednak zupełnie inne. Dla wielu białych mieszkańców Afryki Południowej Waluś to postać jak najbardziej pozytywna. W ich odczuciu Polak wyeliminował szalenie radykalnego i popularnego polityka, którego postulaty stanowiły ogromne zagrożenie dla białych Południowoafrykańczyków.
– Jeżeli chodzi o zabójstwo Chrisa Haniego, to ujmę to w ten sposób: bardzo dobrze, że nie ma go już wśród nas, że nie zatruwa przestrzeni publicznej swoim jadem – powiedział „Do Rzeczy” Werner Weber, szef partii Front Wolności Plus (Vryheidsfront Plus) w prowincji Mpumalanga, która reprezentuje interesy głównie białych Południowoafrykańczyków. – Ten człowiek był niebezpiecznym komunistycznym radykałem. Bardzo prawdopodobne, że to on zastąpiłby Nelsona Mandelę na stanowisku prezydenta. To byłby dramat dla milionów mieszkańców naszego kraju.
Polak najprawdopodobniej będzie pozostawał pod opieką swoich znajomych z RPA, którzy będą się starali zapewnić mu bezpieczeństwo. Na południowoafrykańskiej prowincji biali farmerzy rozwinęli dobrze funkcjonujący system zbrojnej pomocy sąsiedzkiej w przypadku ataków, więc takie środowisko bez wątpienia byłoby dla Walusia najbezpieczniejszą przystanią na najbliższe dwa lata.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.