Odbijamy od brzegu w mieście Kiem. Przed nami dwie godziny rejsu statkiem po Morzu Białym, do przepłynięcia ok. 60 km. Morze jest spokojne, bo to sierpień, jeden z tych miesięcy, gdy kapryśna północna woda nie sprawia kłopotu podróżnym. Myślę o tych tysiącach, dziesiątkach tysięcy ludzi, dla których podróż tym szlakiem była ostatnią w życiu. Gdy tu płynęli, 90 i nieco mniej lat temu, na pewno jednak mieli nadzieję na powrót, choć większość dobrze wiedziała, gdzie ten szlak prowadzi. Wtedy ukuto nazwę dla tego miejsca: „wyspy tortur i śmierci”. Według ustaleń Michaiła Rozanowa spośród 83 tys. uwięzionych na archipelagu ok. 43 tys. zostało rozstrzelanych, zamordowanych w inny sposób, zmarło w wyniku chorób i wycieńczenia. To 52 proc. ogółu skazanych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.