Czy obserwujemy powrót Mrożka z niebytu? A może nigdy nas nie opuścił, tylko mniej jest widoczny, funkcjonuje jako nieuświadamiany, ale istotny punkt odniesienia? Skoro już przyszło mi stawiać takie pytania, to trzeba na nie odpowiedzieć na teatralnym terenie.
Nie ma nic bardziej "Mrożkowego" niż "Tango", pewnie dlatego, że sztuka ta na wiek wieków utkwiła w kanonie edukacyjnym, jest wtłaczana do głów. "Tango" ciągle gdzieś ktoś w teatrze robi, zapewne z myślą o maturzystach. Nie zdradzam tu wielkiej tajemnicy: teatry potrzebują maturalnego kanonu, z powodów frekwencyjnych. Jednak grywanie lektur w dużych ilościach, szczególnie w godzinach przedpołudniowych, zagraża obezwładnieniem najostrzejszej nawet literatury. Sprzyja uładzonej, jednokierunkowej (albo wręcz żadnej) interpretacji, stępianiu kantów i nieoczywistości, przenosi dzieło i pisarza w dziedzinę stereotypu, odbiera mu sensy poprzez wielokrotne, mechaniczne powtarzanie.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.