Ocalona Francuzka opowiedziała w wywiadzie dla agencji AFP o końcówce wspinaczki, która zakończyła się wzywaniem pomocy. Przyznała, że na atak szczytowy z Mackiewiczem zdecydowali się 26 stycznia mimo późnej pory. Była już godz. 17.15. Wchodzenie na wierzchołek zabrało im mniej więcej 45 minut. Udało się. Jednak euforia trwała bardzo krótko. – Tomek powiedział mi: „Nic nie widzę”. Zaczęliśmy schodzić z góry. Szło nam to jednak bardzo ciężko. Tomek się na mnie opierał, nie mogliśmy poruszać się zbyt szybko – relacjonowała Revol. – W pewnym momencie nie mógł oddychać, zdjął z twarzy maskę zabezpieczającą przed niską temperaturą i zaczął na moich oczach zamarzać. Jego nos zrobił się po prostu biały. Tak samo ręce. Para nie była w stanie dotrzeć do obozu, więc schowała się pod kopułą szczytową. Tam spędzili noc. O świcie Revol była już przerażona stanem Mackiewicza.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.