MARCIN MAKOWSKI: We wtorek 6 lutego Rex Tillerson wydał oświadczenie, w którym wyraził dezaprobatę wobec przyjętej przez prezydenta nowelizacji ustawy o IPN. Spodziewał się pan tego ruchu ze strony sekretarza stanu?
COREY LEWANDOWSKI: Przede wszystkim musimy pamiętać, że Departament Stanu wydał dwa oświadczenia w tej sprawie. Pierwsze, zaraz po wybuchu kryzysu polsko-izraelskiego, ze strony dyrektora ds. komunikacji, oraz to, o którym pan wspomina. W tym kontekście słowa Tillersona były znacznie bardziej stonowane. Oczywiście nie wypowiadam się w imieniu obecnej administracji, ale sądzę, że gdy Trybunał Konstytucyjny w Polsce podejmie decyzje – bez względu na to, jaka ona będzie – jedna ustawa nie zaważy na strategicznym sojuszu polsko--amerykańskim.
Mówi pan o stonowanym podejściu do tematu, jednak bezpośrednia zapowiedź „podważenia efektywności sojuszu” między naszymi krajami została wyłożona wprost, bez żadnego „ale”.
W takim razie powiem bardziej bezpośrednio – oczywiście na papierze spór może eskalować, ale według mojej wiedzy tak się nie stanie. Relacje pomiędzy Polską a USA budowane są zbyt długo i zbyt wiele nas łączy, aby jeden kontrowersyjny zapis mógł to zmienić. Amerykański rząd też nieraz podejmie decyzję, która nie zostanie ciepło przyjęta w Warszawie, to całkowicie normalne w dyplomacji. Długodystansowo gramy w tej samej geopolitycznej drużynie i obie administracje to rozumieją. Czasami może zawodzić komunikacja, dlatego tak ważne jest, aby Donald Trump mógł mianować swojego zaufanego człowieka na stanowisko ambasadora w Polsce, ale to nie jest łatwy proces. Sprawy są w toku.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.