Dylemat jądrowy

Dodano: 
Ambasador USA w Polsce Mark Brzezinski z Michałem Sołowowem
Ambasador USA w Polsce Mark Brzezinski z Michałem Sołowowem Źródło: X / @USAmbPoland
POLEMIKA "DO RZECZY" | PIOTR CIOMPA: Polska w sprawie SMR-ów nie musi podejmować szybko nieprzemyślanych decyzji. Czy chcemy zgodzić się na technologię, która nie zeszła jeszcze z desek kreślarskich?

Odpowiedź Jana Parysa („Do Rzeczy”, nr 25/2025) na moją polemikę z jego entuzjazmem wobec trudnego projektu, którym jest budowa sieci małych reaktorów jądrowych (SMR), rozczarowuje. Nie zaprzeczył, że projekt reaktora BWRX-300 nie zszedł jeszcze z desek kreślarskich i niczego o jego parametrach bezpieczeństwa czy efektywności produkcji energii nie można powiedzieć. Nie jestem, jak próbuje mnie przedstawić, wrogiem SMR-ów, a ich zwolennikiem, i dlatego martwią mnie błędy popełniane przez państwo w prowadzeniu tego projektu. Podzielam stanowiska w sprawie SMR wszystkich przywołanych przez autora na pomoc autorytetów. One jednak nie wypowiadały się o ścieżkach dojścia do celu, a tego dotyczyła moja polemika.

Ponadto krytyka Jana Parysa wobec „byłego MSWiA” (czytaj: ministra Mariusza Kamińskiego jako sprawującego nadzór nad Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego i wydaną przez nią negatywną opinią o projekcie, za którym stoi – obok Orlenu, niegdysiejszego pracodawcy Jana Parysa – najbogatszy Polak, Michał Sołowow, na którego były minister ma być jakoby szczególnie zawzięty) za ingerowanie „jak za czasów PRL” w wolną gospodarkę jest ucieczką przed merytorycznymi argumentami.

Nigdzie w świecie nie ma elektrowni jądrowej powstałej bez udziału państwa. Jeżeli Michał Sołowow chce być niezależny, to niech nie zaprasza do swojego projektu państwowych spółek, niech nie korzysta z zasobów finansowych państwowych instytucji i nie zwraca się do państwa o kontrakt różnicowy na produkowaną w przyszłości przez niego energię, finansowany z kieszeni podatnika.

Tymczasem Orlen w spółce, za którą stoi Sołowow, odgrywa kluczową rolę nie tylko jako dostawca kapitału, lecz także podmiot gwarantujący rynek na kilkanaście lub więcej SMR-ów. Im więcej małych elektrowni, tym dla General Electric i Sołowowa jednostkowe wydatki inwestycyjne niższe.

Głównymi inwestorami w małe reaktory będą podmioty sektora państwowego – kombinaty przemysłowe i aglomeracje miejskie. Dla nich umowa z podmiotem żyrowanym przez Orlen będzie dużo bezpieczniejsza niż z podmiotem prywatnym, za którym stoi osoba postrzegana jako oligarcha.

Tymczasem to nie Orlen, a Sołowow gra pierwsze skrzypce w spółce Orlen Synthos Green Energy. Kombinat petrochemiczny przy zmarginalizowanej do swego rzeczywistego wkładu pozycji w tej spółce jest rodzajem szyldu dla miliardera i dostawcą rynku na małe reaktory BWRX-300 od General Electric. Obie strony nie zaprosiły Orlenu na wspólnika w spółce BWRX Europe sp. z o.o., której celem jest zdobycie rynku europejskiego z przyczółka, który ma im zapewnić Orlen w Polsce. To afront General Electric wobec państwa polskiego.

Kulczyk Redivivus?

Sołowow, mimo że jest najbogatszym Polakiem, nie ma wystarczającego kapitału na inwestycje jądrowe, więc pożycza go od państwowych podmiotów. Nie ma też nuklearnego know-how. Jakie racje przesądziły o tym, że General Electric i Orlen tolerują jego udział w tym biznesie? Przecież naturalny interes każdej ze stron to współdziałać bez zbędnych pośredników, z którymi trzeba się dzielić zyskiem.

Sołowow to obywatel Austrii, a jego ośrodek interesów to spółka austriacka Fundusz Galleon. Śmiesznie wyglądają zapowiedzi, że przy budowie SMR-ów mają zarobić polskie firmy, gdy tymczasem oprócz General Electric najwięcej zarobi austriacka spółka.

Internet plotkował, że polski oligarcha Jan Kulczyk upozorował swoją śmierć. Po ukróceniu oligarchów przez pierwszy rząd Prawa i Sprawiedliwości dziś jesteśmy świadkami nieoczekiwanego zmartwychwstania sposobów uprawiania biznesu przez Kulczyka. Jest nim pojawienie się zbędnego pośrednika między państwem polskim a strategicznym inwestorem zagranicznym, któremu pośrednik ma ułatwiać relacje z aktualnym i kolejnymi rządami.

Skąd się więc wziął Michał Sołowow pomiędzy państwem polskim a Amerykanami? O to trzeba pytać ambasadę amerykańską w Warszawie. Stopień demonstrowanej zażyłości ambasadora Marka Brzezinskiego z Michałem Sołowowem daje dużo do myślenia.

Zastanawiające, że ambasador Brzezinski z równą determinacją nie wspiera innych firm amerykańskich oferujących technologie SMR. Polska ma wybrać nie któregoś z amerykańskich dostawców, ale koniecznie General Electric-Hitachi wraz z austriacką spółką jako pośrednikiem. Nic to, że projekt nie zszedł jeszcze z desek kreślarskich, że nic nie wiadomo o jego parametrach bezpieczeństwa i osiągach ekonomicznych oraz trudno przewidzieć, kto w perspektywie kilkudziesięciu lat przejmie udziały Sołowowa w jego austriackich interesach i zyska ogromny wpływ na część polskiego sektora energetyki jądrowej (może jakaś spółka „cypryjska”?). Reaktor BWRX-300 może okaże się najlepszym, a może najbardziej nieudanym SMR-em na świecie, ale Polsce nie wolno tego oceniać, tylko zaufać w ciemno intuicjom i nadziejom swojego sojusznika, bo przecież on sam jeszcze nie ma tej wiedzy.

Dużo nam mówi, że w Rumunii z podobnym zaangażowaniem USA popierają konkurenta General Electric, firmę Nuscale, do niedawna współpracującą w Polsce z KGHM. Wygląda na to, że nasz amerykański sojusznik „sprawiedliwie” podzielił świat na strefy wpływu między swoich dostawców technologii SMR i ten podział wynikający z amerykańskiej polityki wewnętrznej, a nie polskich uwarunkowań, egzekwuje wobec Polski, nie przejmując się, że stwarza w ten sposób dla całej polskiej energetyki jądrowej poważne ryzyko.

„Oto idę w każdą stronę”

Powyższe słowa poety trafnie oddają polski „rozmach” w podejściu do SMR-ów. Polska wybrała dla pierwszej, dużej elektrowni jądrowej na Pomorzu dostawcę technologii wodno-ciśnieniowej. Tymczasem reaktor BWRX-300 oferowany przez General Electric-Hitachi jest projektowany w technologii wodno-wrzącej. Po raz pierwszy w świecie regulator, w tym przypadku Polska Agencja Atomistyki, będzie pracować równocześnie nad dwoma projektami w dwóch różnych technologiach nuklearnych, nie mając doświadczeń w żadnej z nich, przy dramatycznym deficycie kadr. Czy to się zakończy sukcesem?

Na posiedzeniu komisji brytyjskiego parlamentu zwrócono uwagę, by z uwagi na szczupłość kadr wybór technologii dla SMR był w miarę możliwości kompatybilny z rozwiązaniami funkcjonującymi w dużych elektrowniach jądrowych. Powiedzieć, że między Polską i Wielką Brytanią, dysponującą przemysłem jądrowym, jest przepaść w kadrach nuklearnych to byłaby wielka delikatność wobec Polski.

Doradczyni zarządu Orlen Synthos Green Energy sp. z o.o. Rumina Velshi, do października 2023 r. szefowa kanadyjskiego dozoru jądrowego, podniosła w wywiadzie dla Energetyka24.pl ryzyko stojące przed polskim regulatorem, a wynikające z równoczesnych prac nad dwoma różnymi technologiami. O ile w przypadku technologii dla dużego atomu PAA będzie mogła czerpać z doświadczeń innych regulatorów, o tyle w przypadku SMR szerokich doświadczeń nie ma żaden z nich. Tylko potęgi nuklearne odważały się na więcej niż jedną technologię, ale też zazwyczaj wdrażane jedna po drugiej, nie dwie równolegle. A takie konsekwencje będzie mieć wymuszenie na nas przez USA przyjęcia technologii wodno-wrzącej od General Electric.

Nowatorska, by nie napisać eksperymentalna w skali światowej, budowa reaktora BWRX-300 może mieć negatywne konsekwencje dla budowy sprawdzonego rozwiązania, którym jest reaktor AP-1000 dla dużego atomu. Ich przyczyną mogą być niezawinione opóźnienia oraz niska jakość realizacji zadań przez Polską Agencję Atomistyki, Urząd Dozoru Technicznego oraz innych agend państwowych, których skromne zasoby zostaną rozproszone między dwa różne projekty o napiętych harmonogramach. Dlatego w polskich uwarunkowaniach wskazane jest, by małe reaktory jądrowe były budowane w takiej technologii jak duży atom, czyli wodno- -ciśnieniowej. Ma ona wielu dostawców – w tym obok francuskiego czy brytyjskiego kilka podmiotów amerykańskich, więc konkurencyjny tryb wyboru będzie zachowany. W obszarze SMR powinien to być jeden dostawca, bo – wbrew szanownemu polemiście – Polska nie jest w stanie ogarnąć obok dużego atomu dwóch różnych technologii SMR.

Czy leci z nami pilot?

Rząd na razie milczy, a prezesi spółek Skarbu Państwa realizujących projekty SMR pięknie się różnią. W odstępie kilku dni prezes Orlenu i prezes KGHM wydali odmienne komunikaty. Ten pierwszy zadeklarował kontynuację projektu z Sołowowem po uporządkowaniu ładu korporacyjnego we wspólnej spółce Orlen Synthos Green Energy i walkę o dotrzymanie ambitnego terminu uruchomienia pierwszego SMR-a w 2030 r. Natomiast drugi prezes ocenił, że projekt SMR jest nieopłacalny, bo koszt produkcji energii będzie wyższy niż ze źródeł alternatywnych. W mojej opinii obaj nie mają dziś wystarczających podstaw do takich stanowczych ocen.

Gdy rząd milczy, rządzi ten, kto pierwszy się obudzi – niższe szczeble zaczynają mówić z perspektywy swoich, węższych horyzontów, wywierając niestety wpływ na debatę o strategii.

Ponieważ energetykę jądrową realizuje wiele podmiotów państwowych, ten głos powinien wyjść od premiera i całego rządu, a powinny nim być publiczne potwierdzenie lub aktualizacja w formie rozporządzenia Rady Ministrów Polskiego Programu Energetyki Jądrowej z 2020 r., przygotowanego pod nadzorem ministra Piotra Naimskiego. Bez silnego przywództwa na wzór francuskiego planu Messmera (ówczesnego premiera) z lat 70., który wywindował Francję na pozycję mocarstwa w cywilnej energetyce jądrowej, budowa czy to dużego, czy małego atomu rozciągnie się na kilkanaście lat i będzie porażką ekonomiczną, nie mówiąc o ryzyku dla bezpieczeństwa energetycznego państwa.

Strategia powinna skoncentrować działania na rzecz SMR w jednej spółce całkowicie kontrolowanej przez Skarb Państwa, nienotowanej na GPW. Spółka ta powinna na wzór daleko bardziej doświadczonych w energetyce jądrowej krajów, takich jak Wielka Brytania, Czechy lub Szwecja, przeprowadzić wybór dostawcy technologii w trybie konkurencyjnym, z wyłączeniem podmiotów z krajów niepożądanych.

„Tak szybko, jak gotują się szparagi”

Strategiczne decyzje dotyczące SMR muszą być podjęte pilnie, ale sam wybór dostawcy powinien być dokonany przy umiarkowanym pośpiechu. Podkręcanie przez Polskę tempa w sprawie wyboru dostawcy technologii, zwłaszcza porzucenie konkurencyjnego trybu wyboru, nie ma żadnego wpływu na dojrzewanie tych technologii ani certyfikację przez zagranicznych regulatorów. To idzie swoim rytmem, który Polsce daje czas na uporządkowanie całego procesu bez szkody dla i tak opóźnionego harmonogramu spełnienia przez Polskę unijnych wymagań co do miksu energetycznego. Dlatego Polska w sprawie SMR-ów nie musi podejmować szybko byle jakich decyzji, a de facto zgadzać się na to, czym oferent dysponuje, a zwłaszcza w ciemno wybierać niedokończony projekt reaktora. Jest czas, by dostawcom postawić wymagania, jeżeli chcą oni mieć wsparcie państwa. Ten czas oddechu pozwoli PAA rzetelnie zająć się dużym atomem, a rządowi uporządkować relacje z General Electric-Hitachi, zastępując Michała Sołowowa w umowach z Amerykanami, co powinno być warunkiem wpuszczenia General Electric na polski rynek SMR, jeżeli chce korzystać ze wsparcia państwa.

Ziemia obiecana

Polska opinia publiczna powinna się dowiedzieć, że inwestorzy zagraniczni traktują Polskę jak ziemię obiecaną energetyki jądrowej. Głęboki i słabo zagospodarowany rynek na bezemisyjną energię, populizm antyatomowy praktycznie bez oddźwięku, a z atomem są wiązane duże społeczne nadzieje. I co istotne, Polska nie ma know-how nuklearnego w stopniu pozwalającym na stawianie wymagań wielkim koncernom. Dla ich SMR-ów Polska jest znakomitym punktem wypadowym na resztę Europy. Owszem, niech państwo korzysta z tej okazji stworzenia z wielkim biznesem relacji gospodarczych wykraczających swoim znaczeniem poza Polskę i pozwalającym nam zająć część jeszcze pustego miejsca w gospodarce światowej. Jednakże Polska nie może stać się dla nich miejscem, w którym przy pomocy ambasad będą się rządzić jak w republice bananowej, a maksymalizacja ich zysku będzie generować ryzyko dla bezpieczeństwa energetycznego państwa.

A takie to sprawia wrażenie obecnie. W kwietniu u ambasadora Brzezinskiego miało miejsce spotkanie Michała Sołowowa z przybyłymi z USA przedstawicielami departamentów Stanu oraz Energii, na którym, bez udziału Orlenu lub innych przedstawicieli państwa polskiego, omawiano taktykę postępowania wobec Polski, jak można się domyślać – w sprawie narzucenia nam niesprawdzonej technologii i austriackiej spółki. To nie jest partnerskie i lojalne postępowanie sojusznika.

Rząd ma obowiązek wysłania sojusznikowi czytelnego sygnału, że przekroczył w tej sprawie cienką czerwoną linię. Cytując klasyka, nich nasza przyjaźń będzie jak dobra herbata – mocna, gorąca, ale nie przesłodzona. Jeżeli jednak to jest transakcja wiązana (np. „sprzedamy wam myśliwce F-35, jeśli weźmiecie naszą technologię SMR”), to amerykańskich dostawców technologii jest kilku i powinniśmy mieć prawo optymalnego wyboru. A jeżeli z tajemniczych powodów, które jednak może zmienią się po wyborach prezydenckich w USA, „musi” to być General Electric-Hitachi, to niech ten koncern współpracuje z Michałem Sołowowem na własny rachunek, z poszanowaniem amerykańskiej ustawy o zakazie zagranicznych praktyk korupcyjnych, a nie domaga się od Polski, by wobec Amerykanów – wbrew przywołanym przez prezydenta Joe Bidena w przemówieniu na Zamku w Warszawie słowach „nic o was bez was” – reprezentowała nas wybrana nie przez nas austriacka spółka. To oczekiwanie nie jest małostkowym czepianiem się najbogatszego Polaka, tylko ostrzeżeniem przed nawrotem oligarchizacji polskiego życia publicznego z lat rządów AWS i SLD, gdy najbogatsi ludzie biznesu wymuszali na państwie korzystne dla siebie, a niekoniecznie korzystne dla państwa decyzje.

Autor do listopada 2023 r. był doradcą ministra spaw wewnętrznych i administracji Mariusza Kamińskiego, był też prezesem Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych.

Artykuł został opublikowany w 26/2024 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także