Próżno szukać w "Napadzie" choćby jednego bohatera borykającego się z koniecznością zmiany płci. Żadna z postaci filmu nie należy do mniejszości seksualnej, wyznaniowej albo etnicznej, a przynajmniej tego nie deklaruje. Tak ciężkie grzechy przeciw poprawności politycznej – która w produkcjach Netflixa jest elementem obowiązkowym – rekompensują słabości opowiadanej historii.
Wątek kryminalny "Napadu" poprowadzony jest wyjątkowo przewidywalnie – postaci, które na samym początku akcji podejrzewamy o popełnienie zbrodni, okazują się zbrodniarzami w finale filmu. Twórcy nie bawią się z widzami w kotka i myszkę, sugerując fałszywe tropy lub rzucając podejrzenia na niewinne postaci. Nie muszą tego robić.
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Wolność słowa ma wartość – także giełdową!
Czas na inwestycję mija 31 maja – kup akcje już dziś.
Szczegóły:
dorzeczy.pl/gielda
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.