W epoce słusznie minionej najsławniejszą polską wsią były bodaj Jeziorany. Oczywiście za sprawą radionoweli rozgrywającej się tam od ponad sześciu dziesięcioleci. Po przemianach ustrojowych temat rustykalny spopularyzowała telewizja.Dość przypomnieć parafię w Tulczynie goszczącą na ekranie przez ponad dekadę w serialu „Plebania” czy też sitcom „Ranczo”. Ten ostatni doczekał się nawet kontynuacji kinowej. Jednak niewątpliwie najsilniej w pamięci kinomanów zagościł tryptyk Sylwestra Chęcińskiego, powstały na kanwie prozy wspomnieniowej Andrzeja Mularczyka: „Sami swoi”, „Nie ma mocnych”, „Kochaj albo rzuć”, okraszony kreacjami Wacława Kowalskiego i Władysława Hańczy. Skądinąd w tym roku cykl doczekał się kontynuacji, nieudanej niestety, toteż może litościwie ją przemilczmy. Formę tetralogii przybrała również opowieść tocząca się w scenerii Podlasia. Zlokalizowana w osadzie istniejącej na mapach, a nie fikcyjnej.
Królowy Most w oko kamery wpadł jeszcze u schyłku ubiegłego stulecia. Początek dziejów tej flagowej serii filmowej III Rzeczypospolitej wyznacza scenariusz Tadeusza Chmielewskiego zatytułowany „Ave Marusia”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.