DoRzeczy.pl: Pomoc dla rolników, którzy ucierpieli podczas powodzi, idzie bardzo wolno. Gospodarze mogą czekać nawet rok, skoro dopiero teraz ruszają pierwsze wypłaty.
Krzysztof Ciecióra: Szczerze mówiąc, wcale mnie to nie dziwi. Ta pomoc została ogłoszona dokładnie 200 dni po wystąpieniu powodzi. Teraz trwa dopiero nabór wniosków, a doświadczenie z innymi naborami i wypłatami pomocy rządowej pokazuje, że cała procedura może się jeszcze długo ciągnąć. To podwójny skandal, bo przecież ta pomoc miała trafić do poszkodowanych natychmiast po powodzi. Tymczasem najpierw trzeba było czekać 200 dni na samo ogłoszenie naboru, a teraz dochodzi jeszcze czas potrzebny na działania administracyjne: składanie wniosków, ich ocenę, później wypłaty. To jest naprawdę skandaliczne.
Kogo obarczyć winą w pierwszej kolejności – ministra rolnictwa Czesława Siekierskiego? Czy to jednak już jest gestia pełnomocnika ds. odbudowy po powodzi Marcina Kierwińskiego?
Mam wrażenie, że nikt nad tym nie panuje. Oczywiście odpowiedzialność Ministerstwa Rolnictwa jest bezdyskusyjna, ale bezpośrednią odpowiedzialność ponosi Donald Tusk i cały rząd. To oni, po tym jak PR-owo „wygasili” kryzys wizerunkowy wokół powodzi, zwyczajnie zapomnieli o powodzianach. Dziś mówimy głównie o rolnikach, ale przecież są też przedsiębiorcy, są samorządy, cała masa mieszkańców, którym powódź zniszczyła drogi, mosty, domy. Ci ludzie zostali zostawieni sami sobie. My to wszystko wiemy, bo jesteśmy na miejscu, rozmawiamy z naszymi posłami, którzy cały czas opiekują się poszkodowanymi, ale widzimy, że rząd całkowicie się z tego tematu wycofał. Bo media przestały się tym interesować. Mam na myśli media głównego nurtu. I to jest niewyobrażalny skandal. Gdyby za naszych rządów doszło do czegoś podobnego, to protesty trwałyby nieustannie. W TVN-ie zapewne licznik by odliczał dni od braku wypłat dla powodzian, byłyby międzynarodowe apele, nagrywane filmy. Działyby się rzeczy spektakularne. A dziś? Pełna medialna osłona. Dominujące media razem z rządem skutecznie przerzuciły uwagę społeczną na zupełnie inne tematy.
Pojawiły się też informacje o problemie z pryszczycą. Czy to prawda, że może ona przyjść do Polski z Ukrainy?
Nie tylko z Ukrainy. Bardziej prawdopodobne, że ze Słowacji, Węgier, a nawet Niemiec. Rząd postanowił „umyć ręce” i zaprezentował swoje działania w walce z pryszczycą. I co się dowiedzieliśmy? Gdy pryszczyca pojawiła się w Niemczech to nic się nie stało. Ale kiedy wystąpiła na Słowacji i Węgrzech, natychmiast zamknięto import produktów z tych dwóch krajów. Czyli co? Pryszczyca z Niemiec jest mniej groźna, a z Węgier i Słowacji bardziej? To absurd. Mało tego, kontrole na granicach ze Słowacją odbywają się tylko na dużych przejściach. Te mniejsze przejścia w ogóle nie są kontrolowane. Wiemy od rolników, którzy monitorują sytuację, że trwa przerzut inwentarza zwierzęcego do Polski. I rząd w Sejmie próbuje pokazać, że „bohatersko” walczy z zagrożeniem, by pryszczyca się nie pojawiła, ale niestety jesteśmy przekonani, że to tylko kwestia dni. A gdy pryszczyca się pojawi w Polsce, pełna odpowiedzialność spadnie właśnie na ten rząd.
Czytaj też:
Dobre wieści dla kierowców. Tak mogą spaść ceny paliw w PolsceCzytaj też:
Jajko a… dzieje ludzkości
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.