Zgłoszony 13 lipca 2023 r projekt nowelizacji pro poszukiwawczej próbuje zdemontować resort kultury. Urzędnicy minister Hanny Wróblewskiej zaproponowali nowelizację wnoszącą vacatio legis dla pozytywnych dla poszukiwaczy przepisów. Nowa data wejścia w życie ustawy to 1 stycznia 2027 r., co odczytywane jest przez poszukiwaczy jako odłożenie sprawy ad acta. Ministerstwo posunęło się przy tym w swojej argumentacji – jak uważa część archeologów i poszukiwaczy – do manipulacji i kłamstw.
– Czegoś podobnego jeszcze nie widziałem. Ministerstwo Kultury obliczyło, że wdrożenie aplikacji dla poszukiwaczy, w której widzieliby miejsca legalne i zakazane dla swoich poszukiwań to koszt dla budżetu państwa w wysokości 14,7 miliardów złotych. Skąd oni wzięli te liczby!? Przecież to prawie roczny zysk Orlenu! Jakiś dyletant z ministerstwa wymyślił, że każda znaleziona moneta w ziemi, nawet najpopularniejsza boratynka to zabytek archeologiczny za który przysługuje nagroda, a ta zdaniem resortu to około 11 tys. za sztukę. To absurd! – przekonuje Robert Wyrostkiewicz, archeolog, który także identyfikuje się jako poszukiwacz skarbów.
Do sprawy odniosła się także Joanna Kaferska-Kowalczyk, wieloletnia pełnomocnik ds. informacji publicznej i komunikacji Polskiego Związku Eksploratorów, największej organizacji krajowej zrzeszającej dziesiątki stowarzyszeń poszukiwawczych.
„Ministerstwo manipuluje, celowo wprowadza w błąd posłów. Sprawdziłam jak doszło do wyliczeń, z których wynika, że niezbędna dla poszukiwaczy aplikacja na telefon i jej wdrożenie w życie ma niby rocznie kosztować budżet państwa ponad 14 miliardów złotych. Ministerstwo bazowało na słownie jednym piśmie powiatowego konserwatora zabytków, który pisał, że rocznie odkryto na jego terenie 63 zabytki archeologiczne. Te zabytki to np. boratynki. Tych monet wybito w XVII wieku kilka miliardów. To najczęściej znajdowana moneta w Polsce. Można ją kupić na allegro za 10 zł, a ministerstwo potraktowało każdy taki przedmiot niemalże jak jakiś cudowny skarb z ziemi” – informuje Kaferska-Kowalczyk, dodając, że Ustawa o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami mówi wyraźnie, że nagrody przysługują znalazcom jedynie przy odnalezieniu zabytków o szczególnej wartości historycznej, artystycznej lub naukowej, a nie każdego zabytku.
– Nie jest tak, że za każdy zabytek przysługuje nagroda. Nigdy zresztą tak nie było. Nagle ministerstwo wskazuje, że za każdą boratynkę, a może nawet łuskę karabinową, którą ktoś uzna za zabytek trzeba będzie wypłacić poszukiwaczowi 11 680 złotych i z tego wyliczono koszty nagród na ponad 14 miliardów rocznie. To kłamstwo i manipulacja! Resort kultury zazwyczaj nie daje nawet dyplomu za znaleziska i nie ma takiego obowiązku. Kiedy jednak pojawia się ustawa dobra dla poszukiwaczy nagle ministerstwo jawnie kłamie, że koszty nagród wyniosą miliardy – mówi Joanna Kaferska-Kowalczyk, poszukiwacz i była pełnomocnik ds. informacji publicznej i komunikacji PZE.
Nowelizacja Ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami złożona przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego pojawiła się właśnie w Rządowym Centrum Legislacyjnym, a 19 marca ma trafić pod obrady Komisji Kultury i środków Przekazu.
– Jeśli posłowie usłyszą o 14 miliardach kosztów na wdrożenie korzystnego dla poszukiwaczy prawa mogą uznać projekt za zbyt kosztowny. Problem w tym, że wyliczenie tych kosztów jest ministerialnym kłamstwem. Czegoś równie głupiego jeszcze nie widziałem w koncepcjach urzędników z resortu kultury. Ktoś za te kłamstwa powinien odpowiedzieć i stracić pracę – dodaje Robert Wyrostkiewicz, archeolog.
Zdaniem Polskiego Związku Eksploratorów w Polsce istnieje od 100 do 200 tysięcy detektorystów nazywanych często poszukiwaczami skarbów. Zdaniem krytycznego dla poszukiwaczy Stowarzyszenia Naukowego Archeologów Polskich poszukiwaczy jest zaledwie 30 tysięcy.
„Dane SNAP wydają się także manipulacją zmniejszającą rangę społeczną użytkowników wykrywaczy metali, bowiem już w 2009 r. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego informowało Sylwestra Chruszcza, ówczesnego eurodeputuwanego, że w Polsce funkcjonuje 80 tys. poszukiwaczy. Od tego czasu wrosło zainteresowanie tego typu pasją historyczną, co widać po rozwoju firm sprzedających detektory. Wydaje się, że dane PZE mówiące o 100 do 200 tys. poszukiwaczy są ostrożne i najtrafniejsze. Przekładając to na niewielką ilość wydanych pozwoleń na poszukiwania i fakt, że nielegalne poszukiwania w Polsce to przestępstwo, poszukiwacze zasadnie nazywają się ironicznie największą grupą przestępczą w kraju. Zmienić to miała nowelizacja ustawy z 2023 roku, ale jeśli posłowie wprowadzą vacatio legis do 1 stycznia 2027 roku to będzie oznaczać, że lobbing antyposzukiwawczy w ministerstwie kultury wygrał ze zdrowym rozsądkiem” – puentuje Joanna Kaferska-Kowalczyk.
Obecnie poszukiwaczom pozostaje jedynie wierzyć, że posłowie uważnie przyjrzą się wyliczeniom ministerstwa kultury i dopuszczą do głosu samych poszukiwaczy i przedstawicieli PZE, aby głos od 100 do 200 tysięcy pasjonatów historii mógł wybrzmieć w Sejmie obok – jak twierdzą poszukiwacze – kłamstw i manipulacji ze strony przedstawicieli resortu kultury.