”Musimy przestać myśleć, że uda nam się nie ubrudzić rąk na tej wojnie. Bo to jest wojna, zrozummy to wreszcie!” - powiedziała „Wyborczej” Klementyna Suchanow, jedna z liderek antyrządowych protestów. A skoro wojna, muszą być też ofiary. A najlepiej męczennicy, którzy porwą lud na barykady. Jak się nie znajdą, to się ich stworzy.
Przynajmniej od lipca ubiegłego roku, gdy protesty pod hasłem „3xWETO” zgromadziły na ulicach polskich miast tysiące osób, potwierdza się jedna reguła. Im radykalniejsze stają się wiecowania, im ostrzejsze hasła i postulaty, tym mniejszą cieszą się frekwencją oraz poparciem społecznym. Być może dlatego, dalszy bieg wypadków wszędzie wygląda podobnie: frustracja i fizyczna konfrontacja z „reżimem PiS-owskim”, za którego emanację uznaje się oddelegowanych przed Parlament policjantów. Każda rewolucja, aby trwać, potrzebuje jednak męczenników. Ofiar, które weźmie się na sztandary, aby w aurze ostatnich sprawiedliwych wstrząsnąć sumieniami otumanionego „500 plus” i zajętego grillowaniem społeczeństwa.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.