– Nie doszło do podłożenia ognia, ale wszystko było przygotowane tak, że gdyby rzeczywiście ktoś przyłożył zapałkę mieszkanie stanęłoby w ogniu – mówi nam Krzysztof Kaźmierczak, dziennikarz śledczy, autor kilku książek m.in. „Sprawa Ziętary” i „Tajne specjalnego znaczenia”. Znany w stolicy wielkopolski reporter mieszka w przedwojennej kamienicy na poznańskim Starym Mieście: zbutwiałe schody, dużo łatwopalnych materiałów. Pożar w budynku zagroziłby też życiu lokatorów innych mieszkań.
– Nie wiem, czy ktoś ich spłoszył, czy też miał to być sygnał dla mnie, że następnym razem mogą mnie dopaść – dodaje Kaźmierczak, który o zdarzeniu zawiadomił Prokuraturę Krajową i policję. Sprawą zajęli się już policyjni eksperci.
Do zdarzenia doszło w nocy z 1 na 2 września, dosłownie kilka godzin po zorganizowanych przez Krzysztofa Kaźmierczaka uroczystościach upamiętniających porwanie i śmierć innego poznańskiego dziennikarza Jarosława Ziętary – 1 września 1992 r.
Ziętara, młody dziennikarz „Gazety Poznańskiej” tropił afery gospodarcze rozgrywające się na styku polityki i biznesu. 1 września 1992 roku wyszedł z domu do redakcji, ale nigdy tam nie dotarł. Śledztwo w sprawie jego zaginięcia przez wiele lat prowadzone było nieudolnie i kilka razy umarzane. Prokuratorzy przyjmowali – opisywaliśmy to także w „Do Rzeczy” – hipotezy sprzeczne z materiałami dowodowymi np. o wyjeździe Ziętary za granicę lub zmianie tożsamości. Wiele dowodów wskazujących na prawdziwe tło zbrodni było przez śledczych lekceważone. Dziś już wiadomo, że Jarosław Ziętara został porwany i zamordowany.
To właśnie Krzysztof Kaźmierczak przez wiele lat, najpierw samotnie, później wespół z kolegami z założonego przez siebie Społecznego Komitetu „Wyjaśnić śmierć Jarosława Ziętary” badał całą sprawę, wskazywał na błędy śledczych, docierał do świadków i ujawniał informacje, którym oficjalnie organa państwa wcześniej zaprzeczały – m.in. o zainteresowaniu Ziętarą ze strony Urzędu Ochrony Państwa. Miał też swój udział w powstaniu wspólnego apelu redaktorów naczelnych największych gazet – podpisał go także Paweł Lisicki – o wznowienie śledztwa. To rzeczywiście zostało ponownie rozpoczęte w 2012 roku w Krakowie. W 2014 roku pod zarzutem, podżegania do zabójstwa Ziętary zatrzymano byłego senatora Aleksandra Gawronika.
Kaźmierczak w swoich publikacjach ujawnił także sieci powiązań łączącą Gawronika z porwaniem dziennikarza i zamieszanymi w jego śmierć: Mirosławem R., pseudonim „Ryba” i Dariuszem L. ps. „Lala”, byłymi policyjnymi antyterrorystami, a później ochroniarzami w „Elektromisie” - spółce należącej do Mariusza Świtalskiego. Prokuratura zarzuca im porwanie i pomoc w zabójstwie Ziętary.
Krzysztofowi Kaźmierczakowi kilkukrotnie grożono. Pierwszy raz, gdy w „Głosie Wielkopolskim” napisał, że „cieszy się, bo jest szansa na wyjaśnienie wszystkich okoliczności śmierci Ziętary. Anonimowy rozmówca dzwoniący do redakcji powiedział wtedy „Ten się cieszy kto się cieszy ostatni”. Drugi raz już po rozpoczęciu procesu osób zamieszanych w śmierć dziennikarza – usłyszał, że jedna z osób, którą opisał – „Baryła” – znany poznański gangster odsiadujący karę więzienia za zabójstwo policjanta – może się mścić.
Wszyscy oskarżeni o podżeganie do śmierci Jarosława Ziętary i pomoc w tej zbrodni są na wolności, odpowiadają przed sądem z tzw „wolnej stopy”.