Ludmiła Kozłowska i jej fundacja budzą kontrowersje. Wątpliwości co do działań Otwartego Dialogu miało już MSZ kierowane przez Grzegorza Schetynę w czasach rządów Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego.
W sierpniu Kozłowska została wydalona z Polski, a po opinii szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego otrzymała zakaz wstępu do Unii Europejskiej. W Polsce część opozycji działania wobec Kozłowskiej oceniły jako szykanę wobec organizacji krytycznej wobec rządu.
Teraz szefową Otwartego Dialogu zaprosiło państwo niemieckie. Dziś Kozłowska wystąpiła przed Bundestagiem, gdzie mówiła o końcu demokracji w Polsce.
– Sytuacja jest bez wątpienia kuriozalna – mówi portalowi DoRzeczy.pl Arkadiusz Mularczyk, poseł Prawa i Sprawiedliwości. – Ludmiła Kozłowska to osoba budząca kontrowersje, szereg kontrowersji budzi też jej fundacja, jej źródła finansowania są bardzo niejasne – mówi Mularczyk.
Według posła umiędzynarodowienie sprawy i robienie z siebie ofiary jest typowym działaniem Kozłowskiej. – Niemcy albo promują ją z niewiedzy, albo ich działanie wynika ze złej woli. Niezależnie od przyczyn, jest to działanie nieprzemyślane, szkodliwe i niemądre – mówi poseł PiS.
Czytaj też:
Kozłowska w Bundestagu: Polska demokracja zmierza ku upadkowi
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.