Jeszcze cztery miesiące temu, gdyby ktoś zapomniał, spieszę o tym przypomnieć, mądrość etapu głosiła, że nie ma większego skandalu niż jakiekolwiek związane z polityką wypowiedzi księży, o biskupach nawet nie wspominając. Gdy tylko jakikolwiek biskup zdecydował się na jasne przypomnienie politykom PO, że deklarowana przez część z nich wiara, wymaga konkretnych decyzji politycznych, choćby odnośnie do in vitro, natychmiast podnosił się krzyk. Kościół był oskarżany o mieszanie się w politykę, średniowieczne zapędy i przeciwstawiany światłemu papieżowi Franciszkowi. Dyżurni medialni duchowni spieszyli z zapewnieniami, że opinie biskupów nie mają najmniejszego znaczenia, a politycy, którzy zdecydowaliby się ich słuchać, ulegaliby niemożliwym do zaakceptowania naciskom.
Jednak to wszystko należy już do przeszłości. Teraz wyznawcy mądrości etapu głoszą zupełnie co innego, a za główną winę Kościoła uznają jego skandaliczne milczenie wsprawie, o której cały salon wyje. Milczenie to, nie ukrywajmy, porównać można do skandalicznego milczenia Jarosława Kaczyńskiego z okresu przed wyborami. Milczenie to woła o pomstę do nieba i nie może być niczym wytłumaczone. Teraz bowiem ludzie mainstreamu, dyżurni antyklerykałowie, chcą usłyszeć Kościół. (...)
fot. Beata Zawrzel/REPORTER