Zdaniem parlamentarzysty w tegorocznej kampanii samorządowej zapomniano niemal zupełnie o problemach tych lokalnych społeczności, gmin.
– Cechowało to oba główne obozy – PiS-u i antypisu, dla których taktyka taka to szansa na wyeliminowanie komitetów lokalnych. To cofnięcie się naszej demokracji samorządowej o pół kroku – uważa poseł Kukiz’15.
– Mam nadzieję, że po raz ostatni tak się stało. Oczywiście pojawiali się kandydaci bezpartyjni. Część w swojej bezpartyjności była szczera, część stanowiły „farbowane lisy”, czyli kandydaci partyjni, udający niezależnych. Jednak największą radość sprawiło mi, że pomimo wielkiej polaryzacji i upartyjnienia, pojawili się jednak kandydaci młodzi, chcący coś zmienić w swoich lokalnych społecznościach.
Wystarczy spojrzeć na naszych kandydatów, z Kukiz’15 – twierdzi parlamentarzysta. Przyznaje, że dla nowych ruchów nie jest najlepsze startowanie w wyborach samorządowych, a nie parlamentarnych.
– Jednak pomimo, że jesteśmy ruchem, który nie ma struktur w sensie tradycyjnym, to pokazaliśmy, że udało się wystawić ok. 7 tysięcy kandydatów.
Czyli tyle co SLD, które ma i potężne pieniądze z danin publicznych, i struktury sięgające czasów głębokiej komuny – podsumowuje Grzegorz Długi.
Czytaj też:
PiS idzie po zwycięstwo?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.