(...) Teraz, okazuje się, pani Abramowicz zabiera się za reformowanie zakonów żeńskich w Polsce. Groteskowe? Cóż, dla tych, którzy wiedzą o całej przebierance – owszem. Aktywistka LGBT, zwolenniczka społecznej afirmacji wszelkiego rodzaju dewiacji, z troską pochyla się nad zakonnicami. Przecież tego rodzaju zestawienie każe już nie tylko podejść do książeczki z podejrzliwością, lecz także wręcz powitać ją wybuchem śmiechu. Bo jak osoba o tego rodzaju silnych przekonaniach może zreformować zakony? Jaki byłby punkt dojścia jej rozważań? Jakież wnioski z dziennikarskiego śledztwa? (...)
Świat działaczki LGBT oraz świat katolicyzmu są tak odlegle od siebie, że reportaż pokazuje kompletne niezrozumienie dla charyzmatu żeńskiego życia zakonnego. Widać, jak wespół z kobietami, które nie wytrzymały klasztornej dyscypliny, ma ona wykrzywiony obraz sensu życia zakonnego. Żalenie się sióstr na liczbę godzin zmarnowanych na modlitwę w kaplicy pokazuje głębokie niezrozumienie, przechodzące w pogardę, dla życia duchowego, które przecież często stanowi centrum charyzmatu żeńskich zgromadzeń. (...)
A cóż mam powiedzieć o filmie „Niewinne”, w którym sanitariuszka – wyzwolona obyczajowo francuska komunistka – w roku 1945 reformuje polski zakon. Zakon tkwiący w ciemnocie pod wodzą przełożonej, niemającej za grosz współczucia dla zgwałconych przez Sowietów sióstr. Czy mój niesmak to też sprawa pokoleniowa? Że Łukasz Adamski w tym tendencyjnym obrazie widzi „wzruszający film o pokucie i przebaczeniu”, a dla mnie jest to obrazek odwołujący się do najprostszych antyklerykalnych klisz? Chyba nie, moim zdaniem krytyk z konkurencyjnego braterskiego tygodnika zwyczajnie przegiął i z automatu wpisał górnolotnie brzmiące słowa, bo w „Niewinnych” ani o pokucie, ani też o przebaczeniu po prostu nie ma mowy. (...)