Kaczyński zabrał głos ws. taśm

Kaczyński zabrał głos ws. taśm

Dodano: 
Jarosław Kaczyński, prezes PiS
Jarosław Kaczyński, prezes PiS Źródło: Facebook / @pisorgpl
Czy poseł i szef partii ma prawo być szefem rady fundacji, czyli de facto rady nadzorczej? Otóż ma prawo, to nie jest złamanie żadnego przepisu – podkreśla prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński.

W rozmowie z tygodnikiem "Sieci" były premier doniósł się do taśm ujawnionych w ostatnim czasie przez "Gazetę Wyborczą". Jarosław Kaczyński podkreślił, iż cała publikacja nie jest nawet kapiszonem. – Tam przecież nic nie ma – wskazał. Polityk zastrzegł jednak, że chce parę spraw sprostować, ponieważ "mamy do czynienia z całą masą nieprawdziwych sugestii". – Na przykład czy poseł i szef partii ma prawo być szefem rady fundacji, czyli de facto rady nadzorczej? Otóż ma prawo, to nie jest złamanie żadnego przepisu. Było to jasno przedstawiane we wszystkich moich oświadczeniach majątkowych – oświadczył. Prezes PiS dodał, że za bezczelną manipulację uznaje twierdzenie, że ma to cokolwiek wspólnego z art. 24 Ustawy o partiach politycznych, która zakazuje mu działalności gospodarczej.

– Podkreślam to bardzo mocno – nie ma żadnych relacji finansowych pomiędzy fundacją a partią. Żadnych. To są dwie oddzielne instytucje. Owszem, jestem obecny w jednej i drugiej, ale relacji formalnych nie ma – podkreślił.

Prezes PiS wyraził głębokie przekonanie, że na ujawnionych nagraniach, przynajmniej tych z jego udziałem nie ma niczego zdrożnego, nie ma żadnych sensacji. – Co najwyżej mogłem sobie z kogoś zażartować – wskazał, nawiązując do rozmowy o dziurawych spodniach tłumaczki.

W rozmowie z tygodnikiem polityk tłumaczył również skąd pomysł dotyczący budowy wieżowca. – Od wielu lat mam takie marzenie, które jest w pełni legalne, choć może się nie podobać w wielu środowiskach, by Instytut Lecha Kaczyńskiego stał się poważną konkurencją dla Fundacji Batorego. (...) Byłoby to poważne przedsięwzięcie typu ideowego, może coś w rodzaju Fundacji Adenauera, stanowiące istotne zaplecze polskiego patriotyzmu i myśli państwowej – wyjaśnił.

Prezes PiS Kaczyński opowiedział również, że Austriak narzekał na złe traktowanie ze strony Srebrnej. Na koniec przedstawił rachunek na 2,5 mln zł. Rozmówca "Siec" wyjaśnił, że wśród dokumentów, które miały tę kwotę uzasadniać znalazł się jedynie rachunek potwierdzony przez firmę doradczą Baker McKenzie na 101 tys. euro i "parę niewielkich rachunków na kwotę tysiąca lub dwóch". Gdy Birgfellner nie przedstawił dodatkowych dokumentów, Kaczyński miał zasugerować rozwiązanie sprawy na drodze sądowej. – Inaczej nie mogłem się zachować zarówno z powodów prawno-moralnych, jak i dlatego, że choć czytam o sobie, iż jestem krwawym, faszystowskim dyktatorem, to nie mogę zmusić ani zarządu ani rady do akceptacji rachunku bez podstaw. Oni szybciej podaliby się do dymisji niż to zaakceptowali – tłumaczył były premier.

"Taśmy Kaczyńskiego"

Tzw. taśmy Kaczyńskiego ujawniła "Gazeta Wyborcza". W całej sprawie chodzi o negocjacje wokół budowy dwóch wież w centrum Warszawy przez spółkę Srebrna, związaną z ludźmi PiS. Przy inwestycji pracował Gerald Birgfellner, zięć Jana Marii Tomaszewskiego,który jest kuzynem prezesa PiS. Kaczyński odmówił austriackiemu biznesmenowi zapłaty za wykonaną pracę i zaproponował dochodzenie swoich praw w sądzie.

Prawnicy Birgfellnera, Roman Giertych i Jacek Dubois, złożyli w prokuraturze zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Kaczyńskiego. Potem zrobili to także posłowie Platformy Obywatelskiej oraz Ryszard Petru. Według nieoficjalnych ustaleń portalu Money.pl w poniedziałek, 11 lutego, Birgfellner ma zostać przesłuchany w warszawskiej Prokuraturze Okręgowej.

Źródło: sieci, onet
Czytaj także