Tytuł niemieckiej wystawy jest bardzo wzniosły „Wagner i niemieckie odczucie”. Tyle że jeśli się podejmuje takie ambitne tematy, to trzeba umieć je zrealizować. Tym bardziej że chodzi o jeden z najbardziej znanych niemieckich duchowych fenomenów, nie najlepiej wspominany w krajach, które zaznały skutków niemieckiego kultu „żelaza i krwi”. Wagner to niekwestionowany geniusz muzyczny, a jednocześnie ktoś, kto wypuścił z uwięzi demony germańskiej duszy. I nie tylko – jak wskazuje miano „wagnerowców”, które za swoim dowódcą Dmitrijem Utkinem, rozkochanym ponoć w muzyce Wagnera, z dumą przyjęli rosyjscy najemnicy.
Rupieciarnia po idolu
W jaki sposób spróbowali „ugryźć” ten temat autorzy wystawy? Pierwsze wrażenie, które pojawia się w trakcie przechadzki po ścieżkach wystawy, to wskrzeszenie XIX-wiecznej manii zbierania najmniejszych nawet pamiątek po ubóstwianych idolach. „Wagner był w Niemczech w latach 70. i 80. popularny tak, jak dziś sławne są gwiazdy Hollywoodu” – mówi jeden z przewodników ekspozycji. Jej autorzy dokumentują chronologicznie życie wielkiego kompozytora, a jednocześnie chcą powiązać ten materiał z eksponatami. Zebrano tu obrazy, rękopisy, słynny beret Wagnera, a nawet wyrwany mu przez dentystę ząb. Bardzo charakterystyczna jest główna ściana, która wita wchodzącego widza, na której niczym w biedermeierowskim saloniku zgromadzone są dziesiątki dużych i małych portretów Wagnera. Brakuje tylko stoliczka z herbatką i ptifurkami. Cała wystawa wygląda zresztą jak XIX-wieczny antykwariat. Tutaj zabytkowy program Tanhäusera – tam operowe okulary, jeszcze gdzie indziej dziecięca zabawka, niezwykle popularny w XIX w. mały teatrzyk z kartonu z papierowymi sylwetkami wykonawców wagnerowskich oper.
Lepiej więc, zamiast skupiania się na tym stosie bibelotów, skupić się na drugiej ścieżce wystawy, czyli próbie analizy osobowości Wagnera i jego dzieł pod kątem dominujących emocji. Autorzy wyodrębnili cztery takie uczucia: „Wyobcowanie, Eros, Poczucie przynależności i Wstręt”.
Wagner na kozetce
Zacznijmy od wyobcowania, czy – jak kto woli – alienacji. Gdy w 1813 r. Ryszard Wagner urodził się w Lipsku, mieszkańcy tego miasta mieli jeszcze przed sobą wielką antynapoleońską bitwę narodów. W kolejnych latach okropności okupacji napoleońskiej bledły, natomiast po cichu rósł patriotyczny rausz – duma z pokonania przez Prusaków „korsykańskiego wilkołaka”. Zwycięstwo nad Napoleonem wzbudziło wszechniemiecki patriotyzm i tęsknotę za zjednoczeniem Niemiec.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.