Nie brzmi to sexy. To nad czym właśnie teraz obraduje Sejm: „Pierwsze czytanie rządowego projektu ustawy o zmianie ustawy o podatku od towarów i usług”. Mówiąc prościej - rzecz dotyczy zmiany, według której przedsiębiorcy będą mogli odliczyć jeszcze mniej podatku VAT od kupionych samochodów, części do nich i paliwa. Ktoś zapyta „kogo to obchodzi”, skoro tylko mniejszość społeczeństwa jest przedsiębiorcami. Otóż mamy tu przypadek – coś, co w naukowym żargonie nazywa się case study – dobitnie pokazujący istotę polityki obecnego rządu.
Na skutek tej zmiany – którą przeprowadza rząd Platformy Obywatelskiej – Polska będzie jedynym krajem Unii Europejskiej, gdzie przedsiębiorcy będą pozbawieni tegoż uprawnienia. W sytuacji, gdy jest to powszechne rozwiązanie w całej Unii nie można nazwać tych odliczeń przywilejem. Skutkiem tegoż ograniczenia będzie to, że część przedsiębiorców przerejestruje swoje firmy do Czech, Niemiec, na Wyspy. I tam będą płacić podatki. Ironią jest też to, że Bruksela interweniowała w Warszawie w obronie polskich przedsiębiorców. Ale liberałowie z PO dali odpór eurokratom. Tym razem, niestety skuteczny.
Czy Donald Tusk i jego ministrowie nie wiedzą jakie będą tego skutki? Czy są idiotami? Przecież obok tego rozszerzają zakres działania niektórych podatków, czyli de facto je podnoszą. Nie obniżają, mimo obietnic, podatku VAT. A jednocześnie głoszą donośnie, że jest coraz lepiej w polskiej gospodarce.
Donald Tusk i jego ministrowie nie są idiotami. Dokonali świadomego wyboru. Główną bazą wyborczą partii Tuska nie są już przedsiębiorcy, ludzie wolnych zawodów, czy pracownicy prywatnych przedsiębiorstw. Podstawową bazą wyborczą PO jest obecnie „budżetówka”, szczególnie kasta urzędnicza. Warto zwrócić uwagę, że z oficjalnej retoryki Platformy zniknęło hasło walki z biurokracją, czy też jej ograniczenia. W epoce rządów Tuska zatrudniono setki tysięcy nowych ludzi na posadach rządowych i samorządowych. Oni w obawie o swój byt zawsze będą głosować na tych, od których dostali pracę. Czyli rzadki towar w dzisiejszej Polsce.
Sytuacja przypomina tę z Wenezueli, rządzonej przez zmarłego niedawno prezydenta Chaveza i jego następcę. Chavez też gnębił przedsiębiorców, rolników, klasę średnią, także robotników z dobrze prosperujących firm, którzy strajkowali w obronie swoich zakładów pracy. Gnębił wszystkich, którzy dysponowali jakimikolwiek pieniędzmi i środkami. Transferował je – jak ładnie nazywa to lewica – do mieszkańców ubogich przedmieść, czyli swoich wyborców. Był dla nich dobrym wujkiem, tyle, że na koszt kogoś innego. Czyli robił to, co powtarza dziś Donald Tusk, człowiek, który nie tak dawno piętnował „klasę próżniaczą”. A który w istocie odpowiada za jej gigantyczny rozrost.