Może jeszcze Putin wykrzesze siły oraz odwagę i uda mu się osadzić na kijowskim stolcu nowego tyrana. Może nowi pomarańczowi znów się skompromitują, a rozczarowany lud Ukrainy odda władzę komuś podobnemu do wygnanego prezydenta. Ale nie będzie to Janukowycz.
Nie dlatego, że z jego winy zginęła prawie setka niewinnych ludzi. Żal to stwierdzić, ale krew ciążąca na tyranach nie wykreśla ich z gry. Po swojemu zauważał to już Machiavelli, że ludzie prędzej wybaczą „ojca śmierć, niż ojcowizny stratę”. Choćby tą ojcowizną były nakradzione publiczne pieniądze.
Legendarni przywódcy, nawet okrutnicy, nie uciekają prywatnymi helikopterami. To dyskredytuje. A obraz jednej, drugiej, trzeciej rezydencji – bo willą tego już nie da się nazwać – na dziesięciolecia zostaną w pamięci wszystkich. Tak jak buty Imeldy Marcos. Na całym świecie na pytanie, co komu kojarzy się z polityką Filipin – kraju w końcu dużego i ważnego – padnie tylko jedna odpowiedź: buty pani Marcos. Tak też będzie ze spuścizną Janukowycza – pozostała po nim pamięć o złoconych kiblach (nawet jeśli część zdjęć to internetowy „fejk”). Trudno będzie na tym budować rewanżystowską legendę. Zresztą ponoć Ukraińcy w rezydencji Janukowycza chcą urządzić muzeum – Muzeum Korupcji. Doskonały pomysł. Będzie to strzał w dziesiątkę, tak jak wcześniejszy pomysł Filipińczyków, aby otworzyć muzeum butów pani Marcos.
Zachowując wszystkie proporcje, my tu w Polsce też mieliśmy niedawno przykład tego, że nie zbrodnie dyskredytują tyranów, lecz groteska musi służyć za osikowy kołek. A to za sprawą jakiejś żwawej gosposi, która wkładała głowę pod kołdrę ascetycznego kiedyś generała, co to wybrał mniejsze zło dla naszego wspólnego dobra. Posprzątane, orderu Orła Białego, ani innej celebry dla „człowieka honoru” już nie będzie. Uff!
foto: Igor Kruglenko