„Wyborcza” ponownie dziś dezawuuje pomysł postawienia przy Muzeum Historii Żydów Polskich (otwieranego symbolicznie dziś, w 70. rocznicę wybuchu powstania w getcie) także pomnika Sprawiedliwych – ku pamięci Polaków, którzy ratowali Żydów. Tym razem dezawuuje słowami prof. Pawła Śpiewaka i wywiadującego go Adama Leszczyńskiego.
Obszernie dekonstrukcją myślowych łamańców na ten temat zajmuje się Piotr Semka w aktualnym numerze „Do Rzeczy”. Ja zaś wciąż nie mogę wyjść z podziwu nad łamańcem w wykonaniu Adama Leszczyńskiego, zadającego Śpiewakowi takie oto pytanie (pytanie?): „Motyw polityczny tej lokalizacji jest oczywisty – każda zagraniczna delegacja idąca do muzeum złoży przed nim wieniec”. Czy to naprawdę takie przerażające? Wieńce ku czci Polaków ratujących Żydów?! Ale, ale, czekajcie na ciąg dalszy: obstawanie przy tej lokalizacji „brzmi jak objaw nieczystego sumienia”. A na to Śpiewak: „Najbardziej złośliwy komentarz mógłby brzmieć tak: »A dlaczego nie ma pomnika tych, którzy wydawali Żydów?«”. Wcześniej zaś Śpiewak rzecze: „To takie domaganie się, żeby powiedzieć »ale Polacy byli też szlachetni«”.
Hipokryzja powyższego wywodu poraża. Bo jeśli zrezygnujemy z mówienia, że „Polacy byli też szlachetni”, to co nam zostaje? Spuszczenie głowy i bierne akceptowanie piramidalnych bzdur z książek Grossa i „Pokłosia”? Czy też chodzi o to, że to oczywiste, iż byli szlachetni Polacy? Jeśli tak, to gdzie jest pomnik tej oczywistości? Ile wywiadów i myślowych łamańców poświęciła „Wyborcza” tej koncepcji – koncepcji upamiętnienia Polaków, którzy – wbrew obowiązującym w redakcji „GW” tezom o patologicznym polskim antysemityzmie – ratowali Żydów?
Oczywiście linia „GW” jest ostrzejsza – nie tylko mamy się wstydzić za naszą ponurą antysemicką przeszłość, ale także kajać za współczesny, szalejący ponoć w Polsce rasizm i ksenofobię. Nie bez powodu więc wywiad ze Śpiewakiem sąsiaduje z komentarzem Wojciecha Pelowskiego, który snuje przerażającą opowieść o rasizmie przeżerającym na wskroś Dolny Śląsk. Idzie o to, że we Wrocławiu na jednej z działek samorządowych pojawili się Romowie, którzy postanowili sobie tam zamieszkać. „Nie pracują, dzieci nie chodzą do szkół, utrzymują się z żebrania” – przyznaje sam Pelowski. Ale oburza go inny fakt – że mieszkańcy okoliczny osiedli protestują, lokalni urzędnicy „straszą mandatami”, prezydent Wrocławia nic nie robi, wojewoda dolnośląski nic nie robi, a w dodatku lokalni nacjonaliści z NOP zapowiadają „likwidację cygańskiego koczowiska”.
Cóż, akurat sprawa wydaje się dość prosta. Jeśli jakiś obywatel: Polak, Rosjanin, Fin, Rom, Paragwajczyk, a nawet i Izraelczyk pojawi się z gościną u innych obywateli po to, by ich bić, przeganiać, podpalać czy prześladować w jakikolwiek inny sposób, to policja ma go obowiązek zwinąć, prokuratura oskarżyć, a sąd skazać. Krótka piłka. Ale jednocześnie, jeżeli jakiś obywatel: Polak, Rosjanin, Fin, Rom, Paragwajczyk, a nawet i Izraelczyk, znienacka pojawi się na cudzej działce, żeby sobie na niej pomieszkać i pożebrać w okolicy, to ta sama policja powinna go z tej działki usunąć. I nie jest to wyraz antypolonizmu, antyrosyjskości, antyfińskości, antyromizmu (?), antyparagwaizmu (?!) czy antysemityzmu, tylko po prostu dbałości o praworządność. Ale nie dla „Wyborczej”. Nasi dyżurni tropiciele ksenofobii wiedzą lepiej.
„Rzeczpospolita” tropi coś innego – swary w PiS. Który to już raz? PiS miał się już kiedyś rozpaść w wyniku sporu fanów Ziobry z jego przeciwnikami, ludzi o. Rydzyka z jego kontestatorami, kłótni liberałów gospodarczych z zakonem PC – i długo by jeszcze wymieniać. Teraz ponoć linią sporu jest kwestia Smoleńska. „Wściekli na Macierewicza” to tytuł tekstu, z którego ma wynikać, że w klubie parlamentarnym PiS jest około 30–40 „ateistów smoleńskich”, którzy nie wierzą w tezy głoszone przez Macierewicza. Skąd te liczby? „Według naszych szacunków” piszą dziennikarze „Rz”. A wedle moich szacunków Księżyc jest tak naprawdę gąbką nasączoną ajerkoniakiem, trzymaną na wędce przez Tomasza Arabskiego. I co mi panowie zrobicie? Michał Szułdrzyński w komentarzu martwi się, że „Macierewicz staje się ciężarem dla PiS”. Ten sam Michał Szułdrzyński, który podśmiewał się niedawno z oburzenia „Wyborczej” w sprawie Macierewicza, pisząc, że w rocznicę katastrofy nie powiedział „nic nowego”. Tydzień temu „nic nowego” – a dziś już „obciążenie dla PiS”. Trudno nie odnieść wrażenia, że w kopaniu politycznych przeciwników „Wyborczej” neo-„Rzepa” bierze udział coraz częściej i chętniej. Aha, w środku „Rz” wywiad z zamachosceptycznym posłem Girzyńskim. O ile zakład, że „według naszych szacunków” oznacza tak naprawdę „wedle szacunków Girzyńskiego?”.
W podsycaniu Antonio-gate nie chodzi przecież o to, co Macierewicz powiedział (czy czego nie powiedział), tylko o to, żeby dokopać PiS. Warto przypomnieć oryginalne słowa posła PiS, po których tak zawrzało na salonach: „Mam świadectwa trzech niezależnych osób, że trzy osoby przeżyły katastrofę i zostały odwiezione karetkami do szpitala. Jednak nikt z prokuratury ani z komisji Millera nie próbował potwierdzić tych informacji. W żaden sposób nie zostało to zweryfikowane i wyjaśnione”. Te świadectwa istnieją (zapraszam do lektury stenogramów zeznań), a Rosjan rozgłaszających takie informacje nikt z polskiej prokuratury nie przesłuchał. I tyle powiedział Macierewicz. Cała reszta to bicie piany i manipulacja.
Podobnie jest z innym „wydarzeniem” dnia – początkiem procesu (którego to już!) w sprawie niedobrego CBA, które prześladowało w czasach kaczyzmu biednego Andrzeja Leppera. Nic to, że już dwukrotnie w tej sprawie uniewinniano byłego szefa Biura Mariusza Kamińskiego. Chodzi o stworzenie tzw. atmosfery – tej słynnej „dusznej atmosfery rządów PiS”, która zatyka dech publicystom „Wyborczej”, „Lisweeka”, TVN i innym członkom ORPO (Ochotniczej Rezerwy Platformy Obywatelskiej). Biorąc pod uwagę, że swego czasu nazywano Leppera „pierwszym Mulatem III RP”, aż dziw, że nie oskarżono jeszcze CBA o rasizm (ścigali czarnego – no, w każdym razie brązowego).
Zresztą kto wie, może to się jeszcze zmieni? Może Mariusz Kamiński zostanie skazany za ksenofobię, pedofilię, organizację zamachu w Bostonie oraz próbę odebrania Japonii przemocą Wysp Kurylskich? Polskie sądy są wszak niezależne i sprawiedliwe. Tak bardzo, że – czytałem tę wiadomość, zbliżając się już do końca tego przeglądu, w piątkowe południe – właśnie uniewinniony został kat Trójmiasta, PRL-owski wicepremier Stanisław Kociołek, który w wystąpieniu telewizyjnym 16 grudnia 1970 r. namawiał strajkujących robotników do powrotu następnego dnia do pracy. Ci, którzy go posłuchali, zostali nazajutrz powitani strzałami czekających już tam na nich żołnierzy. Zginęło 13 osób. Mam chociaż nadzieję, że ten piękny wyrok towarzysz Kociołek będzie dziś wieczorem opijał z innym wielkim niewinnym naszych czasów – Wojciechem Jaruzelskim. Wybór innego towarzystwa byłby niesłuszny, niesprawiedliwy, a może i PiS-owski.
foto: wiki/mamik