Chciałem pisać o czymś zupełnie innym. Miałem zamiar analizować histerię wokół narodzin prawnuka Elżbiety II. Gdyż, jakkolwiek ma ona groteskowy charakter, wyrasta z tęsknot współczesnych zachodnich społeczeństw za trwałością, hierarchią i ładem. W świe- cie nieustannej zmiany, który na swoich sztandarach wypisuje hasła odrzucenia natury oraz wzywa do kontestacji jakiegokolwiek ładu, ludzie potrzebują punktów odniesienia i trwałych zasad. Sprawa „Royal Baby” ujawnia także sakralny fundament ładu politycznego.
Niestety, zamiast o tym, muszę pisać o Stefanie Niesiołowskim. Zmusza mnie obowiązek publicysty, zwłaszcza w rzeczywistości zdegenerowanych mediów, jaką jest III RP, gdzie jego przypadek nie znajdzie należytego rozgłosu.
Dziennikarz „Gazety Polskiej Codziennie” Samuel Pereira zwrócił się z prośbą o komentarz w sprawie zmian w ustawie dotyczącej organizacji polskiego wojska do przewodniczącego sejmowej Komisji Obrony Narodowej. W odpowiedzi usłyszał, że ten nie będzie rozmawiał z „PiS-owską szmatą”. Tym przewodniczącym jest Stefan Niesiołowski.
Jego kariera w PO stanowić może akt oskarżenia nie tylko tej partii, ale także całego establishmentu III RP, a zwłaszcza jej mediów. Jest pochodną nagonki na opoycję, jaką bez skrupułów organizuje partia rządząca wspólnie z dominującymi ośrodkami postkomunistycznej Polski. To one kreują osobników takich jak Niesiołowski, których jedyną rolą jest obrażanie krytyków obecnego systemu. Szczuty przez Monikę Olejnik czy Justynę Pochanke przekracza kolejne bariery tworzone przez demokrację, kulturę polityczną czy dobre obyczaje.
Wszystko to prowadzi do gruntownej destrukcji życia publicznego, co opisał ostatnio w „Antykaczyzmie” wybitny współczesny filozof Ryszard Legutko. Postacie takie jak Niesiołowski uniemożliwiają debatę publiczną i zmieniają ją w wymianę epitetów, niszczą elementarną kulturę wypowiedzi oznaczającą szacunek dla odmiennych poglądów i wreszcie prowadzą do delegitymizacji opozycji, której dobre funkcjonowanie jest warunkiem istnienia demokracji.
Osobnik taki, który wszystkich krytyków rządu obrzuca obelgami i oskarża o partyjne działanie, nie mógłby funkcjonować w żadnym demokratycznym kraju. Jego zachowanie uniemożliwia bowiem istnienie wolnych mediów, których istotą jest postawa krytyczna. Niesiołowski zostałby zgodnie potępiony przez dziennikarzy bez względu na ich przekonania.
W Polsce nie tylko akceptowane są wszystkie jego wyskoki, np. fizyczny atak na Ewę Stankiewicz, ale także jest on wręcz zachęcany do nich przez media głównego nurtu. Znamienne, że nigdy nie jest on pytany o żadne merytoryczne kwestie związane choćby z zajmowanym przez niego stanowiskiem. Mikrofon stawiany jest przed nim, aby ujadał na opozycję oraz krytycznych dziennikarzy, i za to jest nagradzany medialną obecnością.
Jeśli jednak tolerujemy takie zachowania u polityków, to musimy zgodzić się, że i oni będą traktowani w ten sposób. Proponuję więc, aby od dzisiaj nie nazywać Niesiołowskiego inaczej niż platformerską szmatą, zwłaszcza że określenie takie będzie w pełni uzasadnione odgrywaną przez niego rolą.
Inna sprawa, że zachowanie Niesiołowskiego nosi także wszelkie znamiona przypadłości umysłowej. Jeśli to prawda, to należy oskarżyć o wykorzystywanie osoby chorej psychicznie – co jest prawnie ścigane – nie tylko liderów PO, ale także dziennikarzy pokroju Olejnik.