Ziobro gra już własną partię

Ziobro gra już własną partię

Dodano: 
Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości i prokurator generalny
Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości i prokurator generalny Źródło: PAP / Tomasz Gzell
TAKI MAMY KLIMAT || Zbigniew Ziobro wyznaczając polskie sądownictwo jako główne pole politycznej batalii oraz leitmotiv kampanii prezydenckiej, ryzykuje pozycją Zjednoczonej Prawicy. Niewykluczone, że w dłuższej perspektywie ta rozgrywka okaże się dla niego korzystna, jednak wątpliwe jest, czy zyska na niej sam obóz „dobrej zmiany”.

Około dwa tygodnie temu IBRIS przeprowadził interesujący sondaż dla RMF FM i „DGP”, z którego wynika, że w sporze pomiędzy rządzącym obozem a częścią środowiska sędziowskiego ponad połowa badanych poparła tych drugich. Na pytanie kto ma rację – Sąd Najwyższy czy rząd i prezydent – jedynie 22,4 proc. respondentów wskazało Radę Ministrów i głowę państwa. Najciekawiej jednak wyglądają wyniki badań, gdy przyjrzymy się temu, jak głosowali zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości. Otóż okazuje się, że czołową reformę, tę od której Zjednoczona Prawica zaczyna swoją drugą kadencję, popiera zaledwie 45 proc. wyborców tej koalicji.

Ciekawe, że równocześnie Polacy, co potwierdzają inne badania zlecone przez „DGP”, same sądy oceniają dość krytycznie. Ocenę „raczej wysoką” wystawiło jedynie 4,9 proc. respondentów, a „bardzo wysoką” zaledwie… 0,4 proc. Wynik z lekka tragiczny, a jednak mimo tego wyniku, cały czas nie ma poparcia dla reform.

PiS od 500 plus czy PiS od sądów

Jeżeli ostatnie lata coś udowodniły, to że kwestią praworządności czy sądownictwa nie wygrywa się wyborów. Polacy są, przynajmniej tak się zdaje, mądrzejsi niż chcieliby tego politycy jednej czy drugiej strony i wiedzą, że jest to jedynie kolejne pole bitwy.

A jednak mimo że lata 2015-2019 udowodniły, że opozycja nic nie zyskała na tym temacie (prędzej na nim straciła), to strona rządowa zdecydowała się pójść jej śladami i na kilkanaście tygodni przed kluczowymi wyborami prezydenckimi (ich przegrana niemal na pewno oznacza powrót imposybilizmu i przyspieszone wybory parlamentarne) wytyczyć nowe pole konfliktu.

Mimo że wojna o sądy trwa od pięciu lat, to dopiero teraz sami rządzący zdecydowali o nadaniu jej rangi rozprawy ostatecznej. Do tej pory PiS przeprowadzał kolejne zmiany, ale pomimo tego, że szedł jak walec, to Polakom prezentował swoje inne oblicze. Sądy były gdzieś z boku, rządzący dbali o to, by być postrzegani jako (upraszczając maksymalnie) partia od 500 plus, która również reformuje sądownictwo. Teraz te proporcje się zmieniają i PiS zaczyna być postrzegany jako partia od zawieruchy w sądach, która przy okazji daje świadczenia społeczne.

Jednocześnie zrobiono to bez przygotowania społeczeństwa na przeprowadzane zmiany. Polakom nie wytłumaczono dlaczego akurat teraz musi nastąpić ta reforma i czemu jest tak ważna, że PiS jest gotów wejść w spór UE, która stawia fundusze dla Polski pod znakiem zapytania. Przykład sędziego który ukradł kiełbasę czy wiertarkę może jest nośnym tematem przez tydzień, ale ciężko nim uzasadnić rozmiary obecnego konfliktu.

Gołębie i jastrzębie

Warto zaznaczyć, że to nie ogół Zjednoczonej Prawicy zdecydował się na taki krok, tylko Zbigniew Ziobro ustawił sądownictwo jako główną oś sporu politycznego. Wskazanie pola należącego do jego resortu jako miejsca batalii może okazać się dobrym pomysłem dla jego frakcji, ale niekoniecznie dla całego obozu rządzącego. Jeżeli Andrzejowi Dudzie nie uda się wygrać już w pierwszej turze przy rozdrobnionej opozycji, to w dogrywce może słono zapłacić za nadaktywność ministra sprawiedliwości.

Jak donosi tygodnik „Wprost”, sam Kaczyński nie kryje zdziwienia działaniami Ziobry i przyznaje, że przez szefa Solidarnej Polski obóz „dobrej zmiany” znalazł się w poważnych kłopotach. Również wicepremier Gowin jak i premier Morawiecki podczas rozmów z prezesem PiS ponoć wprost mówią, co myślą o obecnych działaniach Ziobry.

Piotr Gociek i Cezary Gmyz w poprzednich numerach „Do Rzeczy” informowali, że właśnie ta groźba przegranych przez Dudę wyborów skłania frakcję „gołębi” zgromadzoną wokół Gowina do łagodzenia kursu. Jeden z polityków Solidarnej Polski w rozmowie z WP.pl kpił z tego, stwierdzając w niezbyt wyszukanych słowach, że „Gołębie są znane z jednego: Sr*ją ze strachu".

Na linii Gowin-Ziobro iskrzy już od dawna. Kilka tygodni temu zapytany o to, jak ocenia reformy szefa Solidarnej Polski, wicepremier stwierdził, że gdy sam był ministrem sprawiedliwości, to starał się opierać na dialogu, a jego próby od działań Ziobry różniła „pewna kultura reform”. Zresztą w ostatnim numerze „Do Rzeczy” w rozmowie z Marcinem Makowskim Gowin wprost przyznał, że nie popiera „kierunku reform”, a głosuje za nimi tylko dlatego, że cały obóz musi być „solidarny”.

Warto też zwrócić uwagę na słowa Michała Wójcika, który skrytykował członka Krajowej Rady Sądownictwa Macieja Nawackiego za to, że ten podarł uchwałę sędziów. – To znaczy, że nie wytrzymał ciśnienia – ocenia postawę Wójcika jeden z polityków Solidarnej Polski w rozmowie z WP. – Dla nas sędzia Nawacki jest bohaterem. Kto go krytykuje, jeszcze przed kamerami TVN, jest po prostu słaby – stwierdził polityk SP.

Prawica zjednoczona?

Te wypowiedzi pokazują, że w obozie Zjednoczonej Prawicy już dawno nie ma jedności i poczucia misji, które budowało „biało-czerwoną drużynę”.

Tutaj też wychodzi mankament w postaci zmiany rozkładu sił po wyborach w 2019 roku. Zjednoczona Prawica A.D. 2020 to już inna formacja niż ta z 2015. Tutaj już nie mamy do czynienia z potężną partią i dwoma przybudówkami. Zarówno Gowin jak i Ziobro znacząco się wzmocnili i jeżeli nastanie taka potrzeba, będą mogli pożegnać się z Kaczyńskim, zakładając własne kluby parlamentarny. Przedsmak tych sporów widzieliśmy zaraz po wyborach, gdy Gowin publicznie sprzeciwił się zniesieniu 30-krotności składek na ZUS. Jego motywacja była jasna – kosztem całego obozu chciał po prostu zbudować własną pozycję, puścić oko do swojego elektoratu, który wszak różni się od wyborców PiS.

Ostatnie działania szefa Solidarnej Polski to ta sama bajka. Po prostu chce pokazać własne podwórko jako centralne pole rozgrywki. Jeżeli Duda wygra ponownie wybory, to wygra je nie dzięki 500 plus, tylko przy okazji sporu o sądownictwo. Pozycja Ziobry uległaby wtedy znacznemu wzmocnieniu.

Perspektywy Ziobry

Niewątpliwie Ziobro stara się myśleć nie w perspektywie wyborów prezydenckich 2020, tylko kolejnej dekady albo dwóch. W tej optyce nawet ewentualna przegrana wyborów i utrata władzy przez ZP nie musi źle wyglądać. Bo oto Ziobro mógłby prezentować siebie samego jako tego, który jako jedyny pozostał wierny idei. Część się poddała, część „nie wytrzymała ciśnienia”, część zdradziła. I z taką narracją mógłby spokojnie przeczekać kilka lat w opozycji, budując swój obóz. Będzie mógł zaprezentować siebie jako ostatniego „obrońcę idei”.

Warto też pamiętać o roli jaką czas odgrywa w polityce. Gdy w 2007 roku PiS tracił władzę, Kaczyński miał zaledwie 58 lat i przeczekanie kilku kolejnych w opozycji nie wydawało się dramatem. Jeżeli jednak ten los powtórzyłby się w roku 2023, to prezes PiS będzie miał już lat 74, a to zupełnie inna sytuacja. Gdyby PiS znowu musiał czekać dwie kadencje na zdobycie władzy, to Kaczyński powróciłby jako 82-latek (czekającym na jego abdykację warto jednak przypomnieć kazus Adenauera, który złożył urząd w wieku 87 lat...). Z drugiej strony Zbigniew Ziobro kończy w tym roku lat 50 i w 2023 będzie w mniej więcej takim wieku jak Kaczyński, gdy formował swój pierwszy rząd.

Czekając na wyrok

Polska czeka obecnie na wyrok TSUE dotyczący ewentualnego zawieszenia Izby Dyscyplinarnej. Coraz częściej padają sugestie, że gdyby doszło do niepodporządkowania się polskich władz, to na Polskę zostaną nałożone kary finansowe. Oznaczałoby to największe wyzwanie w historii Zjednoczonej Prawicy.

Gdy podobna sytuacja miała miejsce przy Sądzie Najwyższym to PiS uległ i się wycofał. Tym razem jednak już zbyt wiele zainwestowano, by można było powtórzyć ten manewr bez znacznych strat. Ziobro jasno mówi – to tutaj ma przebiegać główna linia sporu podczas wyborów prezydenckich. „Ani kroku w tył” – podkreśla szef Solidarnej Polski.

“Można udawać, że nie dostrzega się badań wskazujących, że tylko niespełna połowa wyborców PiS popiera ostatnie zmiany w sądownictwie. Ale prowadzenie polityki z zamkniętymi oczami, do czego namawia nas część radykalnych komentatorów, rzadko kończy się inaczej niż zderzeniem z murem" – stwierdził niedawno wicepremier Gowin.

Problem w tym, że interes Zjednoczonej Prawicy niekoniecznie musi być tożsamy z interesem Ziobry. Przez długi czas one się pokrywały, ale przecież ten stan rzeczy nie będzie trwał zawsze. Sam minister sprawiedliwości zdaje się rozgrywać już własną partię politycznych szachów.

Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.


Zobacz poprzednie teksty z cyklu "TAKI MAMY KLIMAT":

Czytaj też:
Polska PiS vs. zagranica
Czytaj też:
W obliczu apostazji narodowej

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także