Co do zasady, przyjmowane w pośpiechu kolejne tarcze antykryzysowe momentami przypominają wielki worek bez dna, w którym ląduje cała zawartości urzędniczych szuflad. By jednak być uczciwym, trzeba powiedzieć, że nawet w ramach tej legislacyjnej biegunki raz na jakiś czas udaje się uchwalić coś rozsądnego. I tak: kilka miesięcy temu rząd postanowił przyjść w sukurs najemcom, którzy od początku epidemii toczą nierówną walkę z galeriami handlowymi. W skrócie: centra handlowe wspierane przez Dentons, potężną kancelarię prawną uważają, że po każdym z czterech lockdownów sklepy powinny przedłużać z nimi umowy o okres zamrożenia gospodarki powiększony o sześć miesięcy. W sumie daje to 865 dni: 145 dni (suma wszystkich lockdownów) plus cztery razy po sześć miesięcy. Najemcy, których – co oczywiste – zwolniono z płacenia czynszu w okresie zamknięcia centrów handlowych, mówią z kolei, że o ile przedłużenie umów o długość lockdownów jest zrozumiałe, o tyle nie ma zgody na każdorazowe dodawanie sześciu miesięcy (zgadzają się na jedno półrocze).
Rząd kilka tygodni temu zdecydował się opowiedzieć po jednej ze stron tego sporu. Mając do wyboru centra handlowe należące do międzynarodowych funduszy oraz rzemieślników, producentów i kupców, takich jak Ochnik, Lancerto, Kazar, Tatuum czy Wojas, wybrał tych drugich. I chyba nie ma co się dziwić, wszak trudno znaleźć bardziej odpowiednich adresatów tarczy antykryzysowej niż polskie, rodzinne firmy przymuszane do podpisywania na wpół niewolniczych umów. I to w czasie, gdy sprzedaż w galeriach spadła o połowę, a świadczenia wobec centrów wzrosły o kilkadziesiąt procent wskutek osłabienia się naszej waluty wobec euro.
Ustawa napisana przez wiceministra rozwoju Marka Niedużaka wywołała furię galerii. Polska Rada Centrów Handlowych wspólnie z Dentons w niedawnym apelu do parlamentarzystów uznała, że zwolnienie najemców z czynszów w czasie epidemii jest… niedozwoloną pomocą publiczną. Zagroziła też doniesieniem na Polskę do Komisji Europejskiej, a także żądaniem zwrotu pieniędzy przez najemców. Wywód jest oczywiście absurdalny. Nawet student drugiego roku prawa powinien wiedzieć, że jeśli usługa nie jest świadczona wskutek obiektywnych okoliczności – takich jak zamrożenie gospodarki – to nie trzeba za nią płacić. I nikt tu nikomu nie robi łaski, po prostu tak stanowi kodeks cywilny. Co więcej, gdyby przyjąć tok rozumowania galerii handlowych, można by dojść do naprawdę kuriozalnych wniosków, co bardzo celnie wypunktował w artykule dla propertynews.pl prawnik prof. Tomasz Sójka: „Idąc tym tropem, doszlibyśmy do tego, że na przykład zakaz handlu w niedziele, stanowi pomoc publiczną dla małych sklepików, bo tylko one mogą pracować w te dni. Takie rozszerzanie unijnych przepisów o pomocy publicznej prowadzi do absurdów”.
Tak czy inaczej, presja galerii jest potężna. Jak przyznają politycy obozu rządowego w nieoficjalnych rozmowach, pielgrzymki ambasadorów w obronie interesów centrów handlowych trwają od dobrych kilku tygodni. Czy rząd im ulegnie? Na razie nic na to nie wskazuje. Choć z drugiej strony wśród posłów i senatorów słychać głosy, że to Ministerstwo Rozwoju kilkanaście dni temu zaczęło wstrzymywać prace nad dokumentem. W każdym razie szefowa senackiej komisji gospodarki i wicemarszałek Maria Koc (PiS) deklaruje, że jest gotowa zająć się przepisami jak najszybciej.
– Jestem przekonana, że prace nad tym przepisami będą się odbywać sprawnie i w duchu ponadpartyjnego konsensusu. W końcu chodzi o tysiące miejsc pracy i los polskich firm. Wiem, że przyjęcie tych przepisów jest bardzo wyczekiwane przez najemców. Przepisy przygotowane przez rząd wreszcie pozwolą zmniejszyć nierównowagę między polskimi firmami a galeriami. Wiem, że najemcy proszą jedynie o doprecyzowanie ustawy przygotowanej przez rząd. Na szczęście ich postulaty mają charakter techniczny, komisja z uwagą pochyli się nad nimi. Będę w tej sprawie konsultować się z ministrem Niedużakiem – zapowiada wicemarszałek w rozmowie z DoRzeczy.pl.