Bomba atomowa i predatorzy w więzieniach, czyli kowidki wyjazdowe

Bomba atomowa i predatorzy w więzieniach, czyli kowidki wyjazdowe

Dodano: 
Turyści nad Bałtykiem. Zdj. ilustracyjne
Turyści nad Bałtykiem. Zdj. ilustracyjne Źródło:PAP / Marcin Bielecki
DZIENNIKA ZARAZY II 4 czerwca, dzień 459 II zakażeń/zgonów 2.874.411/74.101 II Dziś kowidki międzynarodowe, nie mniej – wyjazdowe. Jak ja za tym tęskniłem, żeby sobie przypomnieć wakacje, takie normalne, z wyjazdem poza miasto i ciszą. Jednak Dziennik wzywa, a pandemiczne michałki same się nie napiszą.

Zaczynamy od Wielkiej Brytanii. Hospitalizacja na kowid wzrosła tam w ciągu 8 dni o 72%. A mówimy tu o jednym z najbardziej zaszczepionych krajów świata. Trwają próby wytłumaczenia tego fenomenu, ale my powinniśmy kupić czipsy i piwo i poczekać na rozwój, nie tyle wydarzeń, co wersji do wytłumaczenia.

Jeśli już jesteśmy w tym miejscu, to zapraszamy do Londynu. Tu pół miliona protestujących wypełniło stolicę. Protestują przeciwko obostrzeniom i to nie pierwszy raz. Jak zwykle, pojawia się zjawisko niewidzenia takich tłumów przez oficjalne media. Szczególnie wizerunek BBC legł w gruzach, jako kiedyś wzorzec obiektywizmu.

Ruszmy za Ocean, bo tam, w USA, dzieje się coraz więcej i szybciej. Spoglądając w tę stronę można sobie zawczasu wyświetlić co nas czeka. Dokument FDA ujawnia, że 86% dzieci biorących udział w testach szczepionki firmy Pfizer doświadczyło niepożądanych reakcji. Nie wiadomo więc na jakiej podstawie nasze władze zarekomendowały stosowanie tego preparatu dla młodzieży, w dodatku strasząc rodziców konsekwencjami, na jakie miałyby natrafić dzieciaki, jeśli ich rodzice nie poddadzą ich akcji szczepionkowej.

W Chinach robi się nieciekawie. Hu Xijin, redaktor naczelny tamtejszego The Global Times, na wieść, że USA mają rozpocząć śledztwo w sprawie pochodzenia wirusa z Wuhan, odpalił petardę. Z tego co wiem o chińskich mediach, to nie ma szans by był to spontan. Redaktor przeprowadza takąż to analizę: skoro, a będzie tak na pewno, takie działania wprowadzą napięcie w relacjach Pekin-Waszyngton, to należy przypomnieć, że Chiny mają dużą liczbę całkiem niezłych nosicieli ładunków nuklearnych, o dużym zasięgu i niezłej przeżywalności. W skrócie – oznacza to groźbę wojny atomowej, na wieść, że pochodzenie wirusa będzie badane. Czy trzeba jeszcze jakichś dowodów, że coś jest nie tak, skoro Chiny na samą wieść o rozpoczęciu śledztwa grożą Stanom wojną atomową?

Ale po co Chińczykom bomba jak mamy przecież ćwiczoną pełną wersje działania broni biologicznej na skalę światową? Ja właściwie co tydzień w kowidkach odnotowuję kolejną mutację koronawirusa i gdybym miał mapę świata z wetkniętymi proporczykami w kraje zakaźne, to pewnie spoza nich nie byłoby widać kontynentów. Ale nie ma nudy. Jak już się przejedzą kwestie mutacji korony, to zawsze można wrócić w stare, przetarte koleiny. Chińczycy ogłosili, że wraca ptasia grypa. To dobre jest, niektórzy pamiętają jeszcze tamte czasy, co nałożone na dzisiejsze „doświadczenia” z o wiele mniej groźnym koronawirusem, może wywołać panikę. Mamy więc 41-letniego Chińczyka, od kwietnia chorującego od wirusa H10N3 i pytanie – co ten wirus zrobi z ludzkością mocno przetrzepaną po koronawirusie?

Niepokojący wywiad z doktorem Bryanem Bridlem z University od Guelph z Kanady. Doktor dotarł do rzadkich badań bio-dystrybucji szczepionki. Trzeba wiedzieć, że dotąd szczepionki działały tak, że poprzez wstrzyknięcie w ramię docierały do najbliższych węzłów chłonnych i zatrzymując się tam wywoływały reakcję systemu immunologicznego w całym ciele. Te z białkiem kolcowym, okazuje się, że rozchodzą się po całym ciele i zalegają w różnych organach. Na przykład w śledzionie, szpiku kostnym, wątrobie, nadnerczach czy jajnikach. Doktor określa białka kolcowe jako toksynę, która może wywoływać dwa ważne i szkodliwe efekty. Pierwszym jest sklejanie płytek krwi, co skutkuje między innymi zapaleniem mięśnia sercowego. Druga sprawa polega na tym, że białko kolcowe może przybijać barierę krew-mózg i powodować poważne komplikacje neurologiczne. Doktor zaznacza, że jest zwolennikiem szczepionek, ale tych porządnie przebadanych, należy więc do „mniejszości” ludu medycznego, którego ostatnia pandemia zwolniła z logicznego myślenia.

Poskakaliśmy sobie po globusie tropem kowida, to teraz zmieniamy temat na obyczajowy, a skoro tak – to trzeba zostać na dłużej w USA. W Le Figaro artykuł o tym, co się dzieje na amerykańskich uczelniach. Moim zdaniem jest druga wersja, po chińskiej, rewolucji kulturalnej. Mamy pełną powtórkę z syndromów tej pierwszej. Poprawność polityczna jest posunięta do granic absurdu, mniejszości, podjudzane przez media społecznościowe, szaleją na uczelniach, przejmują władzę nad profesorami, strasząc ich reperkusjami za najmniejsze i eskalujące w ocenie rewolucjonistów, uchybienia językowo-pojęciowe. Dochodzi do pobić nieprawilnych wykładowców, wezwań do samokrytyki i zbiorowych aktów spolegliwości kadry. To szaleństwo jakieś i nieoczekiwana, historyczna zmiana miejsc. I daj teraz Murzynowi lufę na egzaminie…

Uniwersytet Princeton uznał, że klasyczna greka i łacina, dotąd wymagane przy nauce klasycznej historii nie będą już wymagane na egzaminach i w trakcie nauczania. Uznano grekę i łacinę za zbyt rasistowskie, biorąc pod uwagę nie tylko ich niepoprawne konteksty „nierównościowe”, ale także i to, że nieznajomość łaciny czy greki eliminowała uczniów z uczestnictwa w zajęciach, a to przecież żywy dowód na nierówność.

No i hicior, na którego czekałem długo. To znaczy – postawiłem sobie taką granicę, poza którą obłęd genderopoprawności sam się skompromituje. I mamy to! W USA wprowadzono przepis, że każdy mężczyzna, który utożsamia się ze swoją, coraz mniej skrywaną, kobiecością, w przypadku konfliktu z prawem może sobie wybrać pobyt w żeńskim więzieniu. No to ja już to widzę. Widzę te genderowe nawrócenia z ławy oskarżonych, nawet widzę seksoholików, którzy po to tylko popełniają przestępstwa, by potem parę lat spędzić w zamknięciu z dziewuchami. Głupota znowu zrobiła tak, że tracą na tym „normalne” dziewczyny, tak jak to było z rozporządzeniem o dostępie inaczej czujących mężczyzn do damskich dyscyplin, co zabiło sport w żeńskim wydaniu. Teraz normalne kryminałki będą wystawione na żer osobników, których w społeczności amerykańskiej, nie bez tzw. kozery, nazywa się mianem „predators”.

Zapętliło się z tym wirusem. Brak dostępu do lotów dla niezaszczepionych miał być koronnym motywatorem do przejścia na stronę „szczypawek”. A tu się mleko rozlało. Powtarzające się sygnały o ryzyku zakrzepicy poszczepiennej stanowią… negatywną rekomendację do latania dla zaszczepionych. Ryzyko zakrzepicy było zawsze duże dla latania, wiele linii ostrzegało, że ludzie z takimi dolegliwościami powinni co najmniej latać pod kontrolą, a najlepiej unikać podróży samolotem. Teraz mamy taki klops, że głównymi zagrożonymi będą zaszczepieni, dla których możliwość latania miała być bonusem za poprawne zachowanie.

I na koniec smutne. Jens Bengen 26 maja popełnił samobójstwo. Kim był lekarz z Niemiec? Otóż on od marca 2020 wystawiał każdemu chętnemu zaświadczenie, że nie musi nosić maseczki i wzywał do tego innych lekarzy. Już wtedy, ten bezkompromisowy lekarz wiedział to, co my zaczynamy już wiedzieć od niedawna – maseczki nie służą żadnej ochronie przed koronawirusem, o czym napiszę wkrótce na podstawie analizy trzeciego tomu „Fałszywej pandemii”. Lekarza zaszczuto, odebrano mu prawo do wykonywania zawodu, zamknięto gabinet i dojechano w mediach. Zaraz po jego śmierci z Wikipedii zniknął poświęcony mu artykuł. Niemcy opuścili także zaszczuci lekarze, tacy jak na 

przykład Bodo Schiffmann, czy słynny profesor Sucharit Bhakdi, autor dwóch światowych bestsellerów o pandemii, który od samego początku wzywał do rozsądnego, naukowego podejścia do nie pandemii.

U nas, w Polsce, nikt nie emigruje z medycznej braci. No, chyba, że wewnętrznie…

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także