Tytuł felietonu to tytuł konferencji, która odbyła się w Pradze, a jego brzmienie nabrało nieoczekiwanego wyrazu w kontekście ostatnich wydarzeń w Czechach. Jej organizator, redaktor naczelny „Lidovych Novin”, który w ten sposób postanowił uczcić 120. rocznicę powstania czeskiego dziennika, gdy blisko rok temu finalizował projekt uroczystości, nie mógł przypuszczać, że przekształcą się one w nieoficjalną stypę po tej wpływowej gazecie, on sam zostanie zwolniony, a grono jego najbliższych współpracowników poda się do dymisji.
Nowy właściciel, Andrej Babiš, drugi na liście najbogatszych w kraju, jest twórcą i dysponentem ANO – ugrupowania zawiązanego dwa lata temu, które w ostatnich wyborach tylko nieznacznie ustępuje ich zwycięzcom, socjaldemokratom i wspólnie z nimi tworzyć ma rząd.
Babiš był współpracownikiem tajnej policji komunistycznej, a jego ojciec, ważna postać komunistycznej dyplomacji, współpracował z ówczesnym wywiadem.
Przyspieszone wybory odbyły się w aurze skandalu. Okazało się, że szefowa gabinetu ówczesnego premiera Petra Nečasa z prawicowego ODS, a jednocześnie jego kochanka, nakazała służbom śledzenie jego żony, aby zdobyć dowody jej niewierności. Przy okazji podobno miała korumpować posłów. Druga część zarzutów nie potwierdziła się, pierwsza okazała się faktem, a premier rozwiódł się z żoną, aby poślubić kochankę. Ta, w sumie dość marginalna, sprawa rozdmuchana została do rozmiarów wielkiej afery – do czego przyczynił się głównie Babiš – i w efekcie przyniosła awans populistów, zwłaszcza ANO.
Jej twórca to postać szemrana nie tylko z powodu swojej agenturalnej przeszłości, której on sam, wbrew dowodom, zaprzecza. Krążą plotki na temat jego powiązania z Rosją i nikt nie ma złudzeń, że tolerował będzie niezależność „Lidovych Novin”.
Uczestnicząc w konferencyjnych obradach oraz towarzyszących im imprezach, miałem okazję, by kontemplować długi cień komunizmu rozciągający się ciągle nad naszymi krajami. Sowieckie rządy wyniosły do władzy jednostki wykorzenione, prymitywne i bezwzględne. Połączyły je w układ władzy, który w dużej mierze przetrwał tworzący go system. Łagodne, aksamitne rewolucje, czasami stanowiące tylko wewnętrzne przewroty stanu, jak w Rumunii, pozwoliły dawnej nomenklaturze wykorzystać swoją uprzywilejowaną pozycję dla uwłaszczenia się i zdobycia centralnych miejsc w nowym państwie. Wraz z dokooptowanymi przedstawicielami dawnej opozycji tworzy ona dziś nową oligarchię.
W Pradze spotykałem swoich byłych przyjaciół z opozycji, zadowolonych z powodu awansu i uznających pozycję, którą zajmują, za dowód tego, że wszystko dzieje się jak najlepiej. Rozmawiałem ze zgorzkniałym Janem Rokitą, któremu komornik odbiera pensję za napisanie prawdy o komunistycznym prokuratorze Konradzie Kornatowskim. Nie wiem, czy dawny, ważny polityk bierze pod uwagę, że do pewnego stopnia przyczynił się do porządków, które go dzisiaj niszczą.
W panelu na temat mediów miał uczestniczyć Adam Michnik, idol czeskich dysydentów, którzy znają go wyłącznie z czasów walki z komuną. Odmówił, jak słyszałem, z mojego powodu. Pluralizm nie polega przecież na tym, aby dyskutować z ludźmi o innych poglądach.
Cośmy zrobili z wolnością?