Skrytykował Pan list wiceministra funduszy i polityki regionalnej Waldemara Budy ws. Samorządowej Karty Praw Rodzin. Dlaczego?
Marcin Romanowski: Samorządowa Karta Praw Rodziny ma charakter deklaracji i wyraża opór wobec ideologii gender, ale nie wprowadza żadnej dyskryminacji. To swego rodzaju sygnał, że coraz bardziej zuchwała ingerencja UE w sprawy wewnętrzne państw członkowskich i nieustanna propaganda tęczowej agendy nie jest afirmowana przez Polaków. O sprawach Lubelszczyzny decydujemy w Lublinie, a nie w Berlinie czy Brukseli. Wszyscy członkowie Zjednoczonej Prawicy dzielą wspólne wartości i dążymy do tego samego celu – dynamicznego rozwoju naszego państwa i ochrony interesu Polaków przed zewnętrznymi naciskami, które ingerują w naszą tożsamość. To wszystko zespolone jest wspólnym mianownikiem jakim są wartości chrześcijańskie i patriotyczne. Widać bardzo wyraźnie, że Unia Europejska ma z tym ogromny problem. To zrozumiałe ponieważ naturalnych i tradycyjnych norm, które umożliwiały rozwój Europy, nie sposób pogodzić neo-marksistowską agendą Brukseli. Strona polska wykazuje się dobrą wolą i chęcią rozwiązania sporu w sposób polubowny tak samo jako miało to miejsce w 2017 r. przy reformie sądownictwa. Wtedy też poszliśmy na ugodę przyjmując pakiet Pana Prezydenta, który miał zaspokoić żądania Brukseli. Jak to się skończyło widzimy teraz. Znajdujemy się pod pełnym ostrzałem unijnych instytucji, które produkują rezolucje, wyroki i wnioski wymierzone w nasz rząd. W związku z tym kompromisy czy układy z eurokratami są przeciwskuteczne i nakłonią Brukselę do jeszcze głębszej ingerencji w sprawy polskie.
Parlament Europejski uchwalił rezolucję zmierzającą do tego, aby tzw. małżeństwa jednopłciowe i związki partnerskie były uznawane w całej UE. Jaka Pańskim zdaniem powinna być reakcja polskich władz?
Treść tego dokumentu należy uznać za skandaliczną i wykraczającą daleko poza sferę przekazanych Unii Europejskiej kompetencji. Nie pierwszy raz Bruksela pokazała swój realny stosunek do prawa i wartości takich jak praworządność. Uchwalona rezolucja jest przesiąknięta agendą lobby LGBT, a autorzy domagają się zmian, które zgodnie z Kartą Praw Podstawowych i traktatami, należą do wyłącznych kompetencji państw członkowskich. Mimo to PE uważa, że „UE musi przyjąć wspólne podejście do uznawania jednopłciowych małżeństw i związków partnerskich” (pkt. 4) czy wzywa KE do procedowania prawa narzucającego państwom uznanie „rodziców” tej samej płci (pkt. 8). W mojej ocenie jest to bezczelna próba ingerencji i przykład pogardy wobec krajowych porządków prawnych. W tej rezolucji można znaleźć pełną gamę anty-suwerennościowej polityki UE. W świetle ostatnich ataków ze strony Komisji Europejskiej, która próbuje szantażować polski TK blokując Polakom wypłatę środków z Funduszu Odbudowy, wychodzi na to, że mamy do czynienia ze zsynchronizowaną ofensywą ideologiczną Brukseli. Dodatkowo, to nieustanne obchodzenie traktatów i wtrącanie się Parlamentu Europejskiego w obszar zagwarantowany traktatowo państwom członkowskim i ich parlamentom wymaga również poważnego zastanowienia, jakich zmian instytucjonalnych potrzebuje Unia Europejska, aby ukrócić te niebezpieczne praktyki.
Kolejny obszar nacisków ze strony UE to energetyka. Jak Pan skomentuje zobowiązanie Polski przez TSUE do zapłaty 500 tys. euro dziennie ze względu na niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów?
Ciężko skomentować działania TSUE w sposób merytoryczny, ponieważ decyzja w sprawie kopalni w Turowie ma charakter czysto polityczny. Unia próbuje zastraszyć Polskę, która stoi jej na drodze do budowy europejskiego superpaństwa, gdzie nie ma miejsce na suwerenność i niezależne decyzje państw członkowskich. Polska nie może ulec tej bezprawnej presji, nie możemy dać przyzwolenia Unii na instrumentalne i polityczne wykorzystywanie TSUE. W mojej opinii nie powinniśmy przekazać ani centa w związku z nałożoną karą, a jeżeli Bruksela postanowi obciąć nasze dotacje, Polska powinna zrobić to samo ze składkami. W UE nie wszyscy grają według tych samych reguł. Niemcy nie spotkali się z oporem UE kiedy forsowali Nord Stream 1 oraz 2, mimo iż ta inwestycja poważnie zagraża bezpieczeństwu energetycznemu Europy. Tym samym ślepe poddawanie się unijnemu dyktatowi w sprawie Turowa byłoby przyzwoleniem na podwójne standardy eurokratów i forsowanie niemieckiego interesu kosztem bezpieczeństwa Polaków.
Donald Tusk chce umieszczenia w konstytucji zapisu, aby do wyjścia z UE potrzebna była większość 2/3 głosów w Sejmie. Jak Pan ocenia ten pomysł?
To zwykła zagrywka polityczna poprzez którą Donald Tusk próbuje budować narrację o tym, że rząd Zjednoczonej Prawicy chce wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej. Oczywiście, co częste w przypadku byłego „prezydenta” Europy, jest to narracja zupełnie fałszywa. Nikt nie planuje Polexitu, ale jednocześnie nie możemy sobie pozwalać na pogardę i eksperymentowanie na polskiej suwerenności. Musimy stanowczo bronić własnej podmiotowości w UE, a przede wszystkim naszych interesów, które niejednokrotnie są zagrożone pro-niemiecką polityką Brukseli. Znajdujemy się w momencie, w którym unijni decydenci wprost opowiadają się za odrzuceniem państw narodowych na rzecz europejskiego państwa federalnego dowodzonego pod dyktando Berlina. Teraz na chwilę rolę przywódczą będzie próbował przejąć Paryż. Ale jedno jest pewne: bez zmian instytucjonalnych wewnątrz Unii Europejskiej lub zmian politycznych w niedalekiej przyszłości w Unii może zabraknąć przestrzeni dla niepodległych państw. Nasza obecność w UE ma służyć Polakom, nie brukselskim elitom i zachodnim korporacjom, które wyprowadzają z Polski miliardy euro. Nie możemy stawiać członkostwa w Unii ponad własną suwerenność i własne interesy narodowe: społeczne, kulturowe, polityczne i ekonomiczne.