Przepisy dotyczące resocjalizacji dzieci i młodzieży pochodzą z 1982 r. Czy są archaiczne? Oczywiście. Jednak gdy Ministerstwo Sprawiedliwości zaproponowało nowelizację, wybuchła awantura. Najpierw o to, że Zbigniew Ziobro rzekomo chce wsadzać do poprawczaków 10-latki i zgodzić się na rażenie dzieci paralizatorami (nie kłamię, takie tytuły pojawiły się w prasie).
To na szczęście była awantura o rzeczy, które nie istnieją. Zmiana prawa nie zakłada bowiem wcale zmiany granicy wieku, od którego możliwe jest wysłanie nieletniego do poprawczaka. Zgodnie z przyjętą przez Sejm 9 czerwca nowelizacją najsurowsze placówki przeznaczone będą dla tych, którzy skończyli 13 lat (czyli tak, jak do tej pory) i popełnili czyn karalny bądź są po prostu mocno zdemoralizowani: piją, biorą narkotyki, a wszystkie dotychczasowe metody wychowawcze wobec nich nie przynoszą skutku.
Ba, Ministerstwo Sprawiedliwości właśnie ustaliło granicę wieku, od której nieletni będzie odpowiedzialny za zachowanie naruszające prawo lub stanowiące o zdemoralizowaniu. Dziecko będzie musiało mieć co najmniej 10 lat, by stanąć przed sądem. Do tej pory prawo w ogóle nie wyznaczało granicy wieku, więc – jak wskazywał resort – przed sądami mogły stawać sześciolatki czy ośmiolatki.
Straszne sprzątanie klasy
Zmiana prawa zakłada jeszcze wiele innych rzeczy, które wydają się słuszne, m.in. podniesienie wieku, do którego można przebywać w zakładzie poprawczym (do teraz było to 21 lat bez względu na to, jak przebiegała resocjalizacja, a po zmianie sąd rodzinny będzie mógł od razu nakazać przebywanie w poprawczaku do 24. roku życia lub będzie mógł orzec o przedłużeniu kary, przy czym trzy lata dłuższej kary odbywane będą w nowym rodzaju zakładów poprawczych).
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.