RYSZARD GROMADZKI: Czy wojna na Ukrainie i suma związanych z nią kryzysów, przede wszystkim energetycznego, to dobry moment na finalizację unijnego superpaństwa pod auspicjami Niemiec?
PROF. ZDZISŁAW KRASNODĘBSKI: Pytanie jest złożone, bo ci, którzy promują ten projekt, pewnie tak sądzą. Ich zdaniem trzeba wykorzystać obecny kryzys, żeby jeszcze wzmocnić integrację europejską. Stąd mówi się o konieczności zniesienia zasady jednomyślności, jeśli chodzi o politykę zagraniczną. Podobnie jak to było w czasie kryzysu finansowego, migracyjnego czy ostatniego kryzysu związanego z epidemią COVID-19, za każdym razem prowadziło to do zwiększenia kompetencji Komisji Europejskiej i instytucji unijnych. Przykładem może być cały ten ogromny program odbudowy i rekonstrukcji gospodarki, z którego nie otrzymaliśmy ani grosza, który pozwala, co uważa się za przełomowy moment w integracji europejskiej, zadłużać się Komisji Europejskiej. Podobnie było z kryzysem finansowym, kiedy powstał tzw. semestr europejski. Usiłowano także rozszerzyć kompetencje unijne w czasie kryzysu migracyjnego, co jednak zostało zablokowane dzięki oporowi Grupy Wyszehradzkiej. Jednak ciągle w planach jest rewizja konwencji dublińskiej i ustalenie stałego mechanizmu relokacji oczywiście pod nadzorem Komisji Europejskiej. Jednym słowem, na fali wszystkich tych kryzysów Komisja zyskała silne uprawnienia w dziedzinie polityki migracyjnej, energetycznej, finansowej, kontroli budżetu. To dążenie do poszerzenia kompetencji przez główne instytucje unijne pojawia się także teraz. Jednak tym razem mamy do czynienia z kryzysem innym, wyjątkowo poważnym, w którym objawiła się zasadnicza słabość Unii Europejskiej, zwłaszcza kraju o najsilniejszej gospodarce w Unii, czyli Niemiec. Słabość wynikająca z bardzo silnego uzależnienia energetycznego – i co za tym idzie, politycznego – od Rosji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.