Zaufanie Jarosława Kaczyńskiego to największy polityczny kapitał, którym dysponuje Marek Kuchciński. I choć wielu mogłoby uznać to za negatywną recenzję jego kompetencji politycznych, to w PiS każdy wie, że jest to rzecz nie do przecenienia, i sytuuje go wysoko w partyjnej hierarchii.
Kuchciński objął stanowisko szefa kancelarii premiera po Michale Dworczyku, który odszedł wskutek nie tylko wycieku służbowych e-maili, lecz także wskutek wewnętrznych napięć wewnątrz obozu Zjednoczonej Prawicy. Przeciwnicy premiera pod wodzą wicepremiera i ministra aktywów państwowych Jacka Sasina nie okazali się na tyle silni, by usunąć z urzędu samego Mateusza Morawieckiego, ale wystarczająco, by doprowadzić do dymisji jego prawej ręki i najbliższego współpracownika. Na to miejsce wszedł właśnie Marek Kuchciński, który od 2019 r. pozostawał nieco z boku.
Loty i sprawy na Podkarpaciu
Trzy lata temu musiał odejść z funkcji marszałka Sejmu po tym, jak portal Onet ujawnił, że przez rok Kuchciński odbył 100 lotów na trasie Warszawa – Rzeszów (polityk mieszka na Podkarpaciu), co kosztowało budżet państwa ponad 4 mln zł. Był rok do wyborów, media trąbiły o sprawie, wyborcy się oburzali, więc prezes PiS doszedł do wniosku, że dla dobra partii Kuchcińskiego trzeba usunąć z funkcji marszałka.
Wszyscy w partii wiedzieli jednak, że zdecydował pragmatyzm wyborczy (afera z lotami wybuchła w sierpniu 2019 r., dwa miesiące przed wyborami), a nie przekonanie Kaczyńskiego, że działania Kuchcińskiego były czymś dyskwalifikującym. Zwłaszcza że w wyborach Kuchciński dostał jedynkę, czyli pewne, „biorące” miejsce na liście do Sejmu w Przemyślu, swoim okręgu, z którego zawsze kandydował.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.