W BanTUSKstanie jest czymś całkowicie normalnym, ba, godnym szacunku, że szef niezależnego od rządu banku centralnego, ramię w ramię z ministrem w tym rządzie – rzecz oczywista wyłącznie z powodu łączącej ich troski o dobro ojczyzny – knują, jak utrącić w drodze do władzy największą partię opozycyjną. Jest też czymś zupełnie na miejscu, zasługującym na pochwałę, że nie wykluczają oni dodrukowania w tym celu fury pieniędzy i planują usunięcie z posady ministra finansów, który mógłby zechcieć im w tym szlachetnym dziele przeszkodzić. Po czym minister ten szybko żegna się z urzędem.
W BanTUSKstanie jest ciepło przyjmowane, że prezes banku centralnego stara się przehandlować swe wsparcie dla utrzymania partii rządzącej przy władzy za cenę poprawienia pozycji banku, a przy okazji jego własnej. Jest też dobrze widziane, że próbuje on osłabić „pieprzoną Radę Polityki Pieniężnej” i ordynarnie kpi z jej członków.
Minister spraw wewnętrznych BanTUSKstanu może bezkarnie opowiadać o szykowaniu „przyzwoitych narzędzi”, które posłużą do „naszych gier” z „tłustymi misiami”, czyli służb specjalnych i skarbowych do „gier” – cokolwiek to oznacza – z liczącymi się przedsiębiorcami. A w sprawie jednego z takich „tłustych misiów” zaleca bez ogródek: „To może trzeba mu powiedzieć, jak można go bardziej okraść”.
W BanTUSKstanie nie razi, że szef Biura Ochrony Rządu, za czasów którego zginęli prezydent i 95 innych osób, jest awansowany i odznaczany, a kolejny szef tej służby, któremu ktoś nagrał rozmowy oficjeli osłanianych przez jego podwładnych, też – jak gdyby nigdy nic – zatrzymuje swe stanowisko.
W BanTUSKstanie specjalnie nie dziwi, że podejrzewana o pranie brudnych pieniędzy żona byłej głowy BanTUSKstanu nie jest niepokojona nawet przesłuchaniem, ale za to ludzie, którzy odważyli się spróbować kulisy tego procederu odsłonić, już zawsze będą na celowniku.
W BanTUSKstanie z pełnym zrozumieniem spotyka się wejście służb specjalnych do redakcji tygodnika, który ujawnił kompromitujące władzę nagrania.
W BanTUSKstanie wysoko się ceni, że jego premier swoją metodę polityczną uczynił ze składania wyborcom obietnic, których nie wypełnia. Polityczne oszustwo zostało tu podniesione do rangi cnoty. Tak to już jest w BanTUSKstanie – ukochanej ojczyźnie ok. 4 mln BanTUSKstańczyków. Bez ich stałego i bezwarunkowego poparcia BanTUSKstanu dawno by nie było. Zresztą, nie wiadomo, czy on w ogóle istnieje, jeśli nawet jego minister uważa, że BanTUSKstan – w odróżnieniu od normalnego państwa – „istnieje teoretycznie, praktycznie nie istnieje”. •