Propozycja Berlina przekazania Polsce zestawu baterii Patriot to pokłosie wydarzeń w Przewodowie, gdzie rakieta, najprawdopodobniej wystrzelona przez ukraińską obronę przeciwlotniczą, zabiła dwóch Polaków.
Początkowo polski minister obrony narodowej z entuzjazmem przyjął niemiecką ofertę. Później, z niewiadomych powodów, stanowisko Polski uległo zmianie. Warszawa stwierdziła, że Niemcy powinni przekazać rakiety ukraińskiej armii.
Na to nie zgodził się rząd w Berlinie argumentując, że "system Patriot jest częścią zintegrowanej obrony powietrznej NATO, co oznacza, że jest przeznaczony do rozmieszczenia na terytorium NATO".
W podobnym tonie wypowiadał się ambasador Niemiec w Polsce, który stwierdził, że "polski rząd doskonale zna różnicę między terytorium należącym do NATO i takim, które do sojuszu nie należy". Thomas Bagger dodał, że decyzja o odrzuceniu niemieckiej oferty jest "niezrozumiała".
Przydacz: To nie koniec sprawy
Tymczasem wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz wskazuje, że cała sprawa nie ma jeszcze swojego zakończenia.
– Wiem, że pan minister Błaszczak jest w stałym kontakcie z szefową MON Niemiec, że te rozmowy trwały. W tym momencie, jak słyszałem, włączyć w tą rozmowę chce się pan prezydent. Tutaj jeszcze na finalne decyzje przyjdzie nam poczekać – powiedział w programie "Graffitti" Polsat News.
Wiceszef MSZ przypomniał, że polski rząd od wielu miesięcy apeluje do Zachodu o przekazanie Ukrainie systemów obrony przeciwlotniczej. Po pierwsze, zwiększyłoby to bezpieczeństwo ukraińskich miast.
– Po drugie, takie tragiczne wypadki jak obserwowaliśmy chociażby w Przewodowie, będą zminimalizowane, bo sprzęt natowski jest dużo lepszy niż postsowiecki – powiedział Marcin Przydacz.
Czytaj też:
Destabilizacja granicy? Przydacz o zagrożeniu dla PolskiCzytaj też:
Wiceszef MSZ: Rosja nie może być traktowana jako partner do dyskusji