Mam Chrześniaków, czyli ponoszę odpowiedzialność za część wychowania. Ich matką jest niejaka Szwagierka, co zwiększa moją odpowiedzialność za Chrześniaków, bo muszę nadrabiać i prostować oraz lawirować pomiędzy minami wychowawczymi, które ona pozostawia. Szwagierka ma wad pod dostatkiem, natomiast o zaletach trudno mi mówić, gdyż na razie żadnej nie znalazłem. Matka moich Chrześniaków jest przedziwna – zielony moher. Ja też jestem moher (w języku lewicy: katolicka odmiana taliba). Szwagierka też, ale ona jest do tego zielona, czyli eko. Aktywistka jakiejś ekoorganizacji. Nie wiem, jak ona to łączy, ale łączy i jest autentycznym szczerym moherem zielonym.
W tej sytuacji co jakiś czas odbywam z Chrześniakami pogadanki na tematy ważne, czyli prowadzę coś w rodzaju życiowych korepetycji. Posłuchajcie…
Zadałem Chrześniakom pytanie, czy odróżniają kradzież od rabunku.
Odróżniają – kradzież odbywa się po kryjomu, czyli bez wiedzy osoby okradanej, i jest w tym sensie „pokojowa”, że nikt nikomu nie grozi maczetą. Z kolei rabunek to kradzież bezczelna, która odbywa się na oczach osoby okradanej i jest związana z przemocą. Robin Hood zatrzymuje kogoś w lesie i zabiera sakiewki na oczach osoby okradanej.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.