Głośne deklaracje prezydenta Francji Emmanuela Macrona wygłoszone na pokładzie samolotu, którym wracał 7 kwietnia z trzydniowej wizyty w Chińskiej Republice Ludowej, wywołały niemałe kontrowersje zarówno po obu stronach Atlantyku, jak i w samej Francji, gdzie zwrócono uwagę zwłaszcza na fatalnie dobrany moment dla tego rodzaju wypowiedzi. Miały one szczególny wydźwięk w kontekście zakrojonych na szeroką skalę ćwiczeń wojskowych, które komunistyczne Chiny rozpoczęły kilka godzin później na wodach wokół demokratycznej wyspy Tajwanu.
Co powiedział Macron? W wywiadzie tym, tuż po wystawnym przyjęciu, jakie zgotował mu w Chinach prezydent Xi Jinping, prezydent Francji stwierdził, że Europejczycy muszą dbać o to, by przemawiać własnym głosem, aby dążyć do „autonomii strategicznej” i aby nie „podążać za polityką amerykańską w swoistym geście paniki”. Chcąc podkreślić po spotkaniach z liderami komunistycznych Chin, że Europa nie powinna być „wasalem” USA, Macron posłużył się przykładem Tajwanu, a ujął to w takich oto słowach: „Pytanie do nas, Europejczyków, jest następujące: [...] Czy leży w naszym interesie przyspieszanie sprawy Tajwanu? Nie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.