Z INNEJ PERSPEKTYWY | Oprócz Iłły (Kazimiery Iłłakowiczówny) i starego Poldzia Staffa cała polska literatura maszeruje, jak bolszewicy każą” – pisał Lechoń w swoim „Dzienniku” w 1954 r.
Podziwiał ponad 70-letniego Poldzia, „schnącego starca”, nie tylko za piękne, klasyczne wiersze, lecz także za to, że dawał sobie radę w Polsce Ludowej, nie podpisywał żadnych nikczemnych depesz, nie pisał wierszy do Stalina, a gdy go naciskano, wykręcał się: „Jestem stary i nic nie rozumiem” (choć oczywiście rozumiał wszystko).
Staff odmawiał akcesu do „Bierucji”, za co zapłacił kilkoma latami biedy, bezdomności i tułaczki. Po powstaniu warszawskim, w którym spłonął jego dom z bezcenną biblioteką, przeszedł razem z żoną obóz w Pruszkowie, a później zatrzymał się na jakiś czas w gościnnej plebanii w Skarżysku-Kamiennej. Przez przeszło rok był u starego przyjaciela Ludwisia Morstina w jego dworze w Pławowicach.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.