Na podobieństwo granej przez Maję Ostaszewską głównej bohaterki filmu widz powinien porzucić wygodne życie wielkomiejskiego „libka” i na dźwięk dochodzącego z lasu krzyku skoczyć nocą, na ślepo, w nadgraniczne bagna. Skoro toną w nich prześladowane przez władze kobiety i dzieci, bezczynność, a nawet zbyt długi namysł są postawą niedopuszczalną. Jedyne zbawienie daje zaangażowanie po słusznej stronie, najszlachetniejsze zaś postaci filmu to po prostu działaczki lewicowego stowarzyszenia Granica.
Towarzyszący im mężczyźni są już mniej godni podziwu – angażują się jakby słabiej, do antysystemowego działania przechodzą powoli, etapami. Dręczą ich typowe mieszczańskie słabostki, aktywizm usiłują zastąpić farmaceutykami lub terapią. Na akcję wyruszenie do lasu albo ukrywanie czarnoskórych uchodźców zdobyć się mogą dopiero w końcówce opowieści, pod wpływem „przebudzonych” wcześniej kobiet. Biegnąca do lasu pani psycholog (w filmie – „psycholożka”) takiego właśnie przebudzenia do aktywizmu i buntu doznaje, ratując tonącą w podlaskim bagnie Afgankę z dzieckiem.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.