To są moje góry! To ja jestem tutaj gazdą! A kto przyjdzie do mojej chaty i będzie mi prawić, jak mam żyć, ten wypluje własną wątrobę. Bóg mi świadkiem!” – ta fraza pojawiła się na billboardach na zachodzie Ukrainy już w pierwszych tygodniach pełnowymiarowej wojny z Rosją. Prawie półtora roku przed wielokrotnie przekładaną premierą filmu, z którego pochodzą. Pierwsze dwa zdania stały się popularnym patriotycznym hasłem. W filmie „Dowbusz” wypowiada je brat głównego bohatera. Obaj są opryszkami, czyli huculskimi zbójnikami, walczącymi o swoją ziemię z przeważającymi siłami wroga. Nic więc dziwnego, że film może być uważany za alegorię obecnej sytuacji. Problem jednak w tym, że dziś Ukraina broni się przed agresją Rosji. Tymczasem pozytywni bohaterowie filmu Ołesia Sanina walczą o wolność z Polakami. Tymi samymi Polakami, którzy udzielili Ukraińcom bezprecedensowego wsparcia po 24 lutego 2022 r.
O patriotycznej wymowie filmu świadczy to, że premierę miał 24 sierpnia, w Dniu Niepodległości Ukrainy. Został też wyświetlony w Niemczech. W Internecie jest niedostępny. Osobiście filmu jeszcze nie obejrzałem.
Dlatego też od razu zaznaczę – ten tekst nie jest recenzją, tylko refleksją na temat dyskusji, którą film wywołał. Jednak zarówno zwiastuny, jak i recenzje ukraińskich autorów pozwalają się domyślać, że wymowa „Dowbusza” jest antypolska.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.