Doświadczenie roku 1914 pokazuje, że nieoczekiwane wydarzenie w marginalnym z pozoru kraju może doprowadzić do hekatomby w postaci długiego i krwawego starcia mocarstw. Obecnie takim punktem zapalnym jest Sjunik, niewielka, górzysta prowincja Armenii, którą zamieszkuje zaledwie 140 tys. osób. Mało kto o niej słyszał, gdyż konflikt azerbejdżańsko-armeński kojarzy się raczej z Górskim Karabachem. Odgrywa ona jednak znacznie ważniejszą rolę geopolityczną, gdyż blokuje stworzenie pantureckiego projektu, łączącego Turcję z Azerbejdżanem, a przez to również z Morzem Kaspijskim i tureckojęzycznymi państwami Azji Centralnej. Z drugiej strony zapewnia ona połączenie Iranu z Armenią. Krótko mówiąc, krzyżują się tam interesy Turcji, Iranu, Rosji, a także USA i Izraela. No i oczywiście Armenii oraz Azerbejdżanu.
W tej układance jest wiele aspektów nieoczywistych. Teoretycznie Rosja jest sojusznikiem Armenii, gdyż oba państwa są członkami Organizacji Układu Bezpieczeństwa Zbiorowego (OUBZ), tj. sojuszu, w którym funkcjonuje odpowiednik art. 5 NATO, czyli zobowiązanie do wzajemnej obrony.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.