ŁUKASZ ZBORALSKI: Czy w polskiej szkole w ogóle istniał problem z zadaniami domowymi? A jeśli tak, to na czym polegał?
JACEK STANISZEWSKI: Oczywiście istniał. Wielu uczniów i wiele uczennic skarżyło się na to, że siedzą w domu do nocy i wykonują prace domowe polegające na wypełnianiu np. zeszytów ćwiczeń. I to były skargi prawdziwe. Bardzo wielu nauczycieli zadawało bowiem pracę domową trochę z marszu, czasem bez przemyślenia. Uznawało, że skoro robimy np. rozdział 14. w podręczniku, to trzeba wykonać zadania do tego działu z zeszytu ćwiczeń. To powodowało, że gdy skumulowały się tego rodzaju prace domowe z wielu przedmiotów, to rzeczywiście dzieci w domu miały mało czasu dla siebie. Z drugiej strony przytłoczone takimi pracami wykonywały je mechanicznie albo po prostu ściągały. Podsumowując: polski problem polega na tym, że uczniowie dostają od nauczyciela pracę do wykonania w domu, a nauczyciel nie bardzo przemyślał to, do czego ta praca ma służyć.
No to weszła w życie zmiana prawa. Prace domowe są już tylko dla chętnych, bez oceniania. Czy to nie jest próba rozwiązania rzeczywistego problemu za pomocą siekiery?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.