W piątek Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu postawiła Ciążyńskiemu (zgodził się, aby podawać jego pełne nazwisko i wizerunek) zarzuty przekroczenia uprawnień i popełnienia oszustwa. Polityk lewicy miał przynajmniej 8 razy zatankować swój prywatny samochód paliwem, za które zapłacił z publicznych pieniędzy. Ciążyński nie przyznaje się do winy. Zamieścił w mediach społecznościowych wpis, w którym odniósł się do całej sytuacji.
Ciążyński: Poniosłem konsekwencje
Były wiceminister podkreślił, że złożył w prokuraturze obszerne wyjaśnienia, "niczego nie ukrywając ani nie zatajając". Ciążyński tłumaczy, że oszustwo polega na umyślnym wprowadzeniu kogoś w błąd, podczas gdy w kwestii tankowania za publiczne pieniądze to on był w błędzie. W sprawie drugiego zarzutu – przekroczenia uprawnień – polityk napisał, że "przekroczenie musi dotyczyć działalności służbowej, podczas gdy moja praca i związane z nią kompetencje nie polegały na kierowaniu samochodem i jego rozliczaniu".
Dalej Ciążyński wskazuje, że poniósł już konsekwencje swojego błędu, a także stał się ofiarą hejtu oraz "cancelingu".
"Spadła na mnie i bliskich niewyobrażalna fala hejtu i gróźb, mogę – bez żadnej przesady – powiedzieć, że mamy do czynienia z infamią, a mówiąc bardziej po dzisiejszemu tzw. kulturą cancelingu (kasowania). Mierzę się z tym każdego dnia, w każdym aspekcie życia" – napisał.
Polityk zapowiada, że będzie bronił swojego dobrego imienia i dorobku zawodowego, społecznego i politycznego. Jednoznacznie stwierdził, że jest niewinny, a jego jedynym błędem było "błędne wykorzystanie mienia pracodawcy dla niewłaściwych celów (prywatnych), co miało miejsce właśnie wskutek wprowadzenia mnie w błąd przez samego pracodawcę (jego służby)".
Czytaj też:
"Popełniłem błąd". Wiceminister podał się do dymisjiCzytaj też:
Dymisja to nie koniec problemów byłego wiceministra. Prokuratura wszczyna śledztwo