Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu zarzuca politykowi Lewicy niekorzystne rozporządzanie mieniem w wysokości 4 tys. 619 zł. C. miał przynajmniej 8 razy zatankować swój prywatny samochód paliwem, za które zapłacił z publicznych pieniędzy.
C. złożył wyjaśnienia i nie przyznał się do winy. Polityk powiedział, że co prawda podpisał regulamin korzystania ze służbowej karty flotowej, ale go nie przeczytał. Był przekonany, że nie łamie prawa.
"Zaprzeczył, jakoby miał zamiar doprowadzenia pracodawcy do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Jednocześnie nie zaprzeczył faktowi korzystania z pojazdu i karty flotowej w celach prywatnych" – czytamy w komunikacie prokuratury.
Sprawa byłego wiceministra
Przypomnijmy, że w sierpniu media ujawniły, że Bartłomiej C. korzystał ze służbowego auta podczas urlopu w Słowenii. Ówczesny wiceminister sprawiedliwości zapłacił za paliwo z państwowych pieniędzy. Początkowo polityk Nowej Lewicy twierdził, że nie złamał prawa i mógł korzystać z samochodu oraz karty paliwowej w celach prywatnych. Ostatecznie jednak zrezygnował ze stanowiska wiceministra, a swoje zachowanie tłumaczył "brakiem doświadczenia w korzystaniu ze służbowych samochodów".
Po medialnych doniesieniach Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu rozpoczęła postępowanie sprawdzające w sprawie byłego już wiceministra sprawiedliwości. Śledczy badali, czy polityk przekroczył uprawnienia w celu osiągnięcia korzyści majątkowej na szkodę interesu publicznego.
Jak się okazało, C. posiadał samochód służbowy oraz kartę paliwową, bowiem od maja był zatrudniony w państwowym instytucie naukowym – Polskim Ośrodku Rozwoju Technologii. Wkrótce po opisaniu afery Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego poinformowało, że C. złożył rezygnację z funkcji zastępcy dyrektora ds. komercjalizacji w PORT.
Czytaj też:
Hołownia i Collegium Humanum. "Po prostu otrzymał dyplom"Czytaj też:
Jacek Sutryk usłyszał zarzuty