Trudno odgadnąć, w jakiej sprawie wskrzeszono słynnego kochanka, o czym jest ten spektakl. Prawdopodobnie o niczym, jak podpowiada banalnie rozwiązany finał. Jest jeszcze i to pytanie: Po co grać Mozarta, kiedy się nie ma kim go zaśpiewać?
Gdyby na poważnie brać opowieści z przedpremierowej konferencji prasowej, to bohaterem najnowszego polskiego „Don Giovanniego”, wystawionego w Lublinie, jest… sama scena operowa. Znajduje się ona w gmaszysku Centrum Spotkania Kultur i jest „wspaniałą zabawką”, jak wyraził się reżyser Wojciech Adamczyk. Dodał też, że lublinianie powinni być dumni, bo sceny tej mogą pozazdrościć chyba wszystkie miasta w Europie, a może i na świecie. A według dyrektorki Opery Lubelskiej, Kamili Lendzion, mieszkańcy powinni być dumni z samego zaistnienia tej instytucji. To najmłodszy w Polsce teatr operowy, przynajmniej formalnie,
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.