DoRzeczy.pl: Jak pan skomentuje artykuły, które pojawiają się na temat Donalda Tuska w niemieckiej prasie?
Andrzej Śliwka: Ostatnio niemiecka prasa ma dziwną tendencję do „wsypywania” Donalda Tuska. Najpierw temat paktu migracyjnego, później sprawa związana z zatrzymaniem i wycofaniem kontraktów zbrojeniowych zarówno z naszymi amerykańskimi, jak i koreańskimi partnerami na rzecz niemieckich. A teraz niemieckie media – zgodnie z prawdą, zresztą – informują, że kluczowe projekty infrastrukturalne, a także te związane z naszym bezpieczeństwem energetycznym, jak choćby realizacja programu atomowego, są wstrzymywane. Widać wyraźnie działania administracji, które te procesy spowalniają – decyzje wojewody pomorskiej, ale też działania Ministerstwa Aktywów Państwowych. Mówię tu o projekcie, który już powinien być na bardzo zaawansowanym etapie, czyli przedsięwzięciu realizowanym przez PGE, ZE PAK i KHNP, czyli koreański podmiot. Dziś widać wyraźnie, że PGE prowadzi realną obstrukcję tego projektu. Trzeba więc przyznać niemieckiej prasie, że ma lepszą wiedzę o tym, co dzieje się w polskim rządzie, niż niejedna polska gazeta.
Czy pana zdaniem działania rządu wpisuje się to w politykę, którą Unia chce realizować, czyli budowę europejskiej armii i uzbrajanie się wyłącznie w ramach Europy? MON temu zaprzecza, ale co pan na to?
Nie wierzę w ani jedno słowo, które w tej sprawie mówią minister Władysław Kosiniak-Kamysz czy wiceminister Paweł Bejda, bo oni po prostu nie są osobami decyzyjnymi. Trzeba to jasno powiedzieć. Od 13 grudnia 2023 roku widać wyraźnie zmianę w polskiej polityce zbrojeniowej. Rząd Prawa i Sprawiedliwości postawił na polski przemysł zbrojeniowy, dlatego zawierano kontrakty na Pioruny, na Kraby, dlatego mocno naciskano na polonizację produkcji i w zamówieniach międzynarodowych preferowano rozwiązania korzystne dla Polski. To właśnie dlatego podjęto decyzję o zakupie sprzętu od naszych amerykańskich i koreańskich partnerów.
Dlaczego tak zdecydowano w czasie rządów PiS?
Te decyzje miały solidne podstawy merytoryczne. Po pierwsze, to sprzęt najwyższej jakości na świecie. Po drugie, jego cena była atrakcyjna w stosunku do jakości. Po trzecie, termin dostaw – zwłaszcza w przypadku kontraktów koreańskich – był wyjątkowo korzystny. W przeciwieństwie do sprzętu proponowanego przez Francję i Niemcy, który był droższy, miał dłuższy czas realizacji i był jakościowo słabszy. Dziś widzimy wyraźnie, że ta doktryna – sposób myślenia o polskiej polityce obronnej, który obowiązuje od 13 grudnia 2023 roku – zaczyna dominować w Unii Europejskiej. Widać to chociażby po rezolucji Parlamentu Europejskiego. Unijni biurokraci już otwarcie przyznają, że merytoryczne walory uzbrojenia nie będą głównym kryterium zakupowym – najważniejsze będzie kupowanie sprzętu wyłącznie na europejskim rynku.
Jak to zamieszanie może się skończyć dla Polski?
To wszystko wpłynie negatywnie na politykę zbrojeniową Polski, bo my oparliśmy ją na współpracy z USA i Koreą Południową. Teraz Polska stanie przed wyborem: albo rząd nie zgodzi się na dalsze przenoszenie kompetencji z Warszawy do Brukseli w sprawach obronności i bezpieczeństwa, albo to Komisja Europejska i unijni biurokraci będą decydować, co polski rząd ma kupować. Nie muszę chyba tłumaczyć, że największym beneficjentem tych zmian będzie niemiecka gospodarka. Nie muszę też mówić, że największym konkurentem dla amerykańskiego i koreańskiego sprzętu są firmy niemieckie i francuskie. I wreszcie – nie muszę dodawać, że próba budowania alternatywy wobec NATO i uzależniania europejskiej obronności od gospodarczych oraz finansowych powiązań ma na celu wypchnięcie Amerykanów z Europy. Powiedział to otwarcie Friedrich Merz, a wtórował mu Manfred Weber. Dla Polski taka polityka powinna być szczególnie niebezpieczna.
Czytaj też:
Zaskakujący głos z koalicji: Lewica postanowiła wesprzeć Mentzena. Brawo WłodekCzytaj też:
Nowy prowadzący w czołowym programie TVP Info
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.