Film na temat katastrofy smoleńskiej, który w niedzielę wieczorem wyemituje kanał National Geographic, pierwszy taki film zagraniczny na ten temat, należy uznać po prostu za skandal. W finale lektor podsumowuje: „ostatecznie dwa zwaśnione państwa potrafiły dojść do porozumienia i wspólnie przeprowadzić śledztwo na temat katastrofy“. Mówi to w sytuacji, gdy Polacy wciąż bezskutecznie usiłują poznać prawdę, zaś od strony rosyjskiej nie mogą doczekać się fundamentalnych dowodów w sprawie. A kiedy minister spraw zagranicznych, wspierany przez Unię Europejską, oficjalnie występuje o zwrot wraku samolotu, to Rosja ostentacyjnie odpowiada, że o czymś takim nie może być mowy.
Ciężko spokojnie opisywać ten film. Z jednej strony pojawia się w nim szereg ewidentnych przekłamań i fałszerstw, ale to nie wszystko. Bo z drugiej strony produkcja omija sedno sprawy. I wielu problemów po prostu nie dotrzega. Na przykład nie zauważa, że w Polsce całkiem spore grono ekspertów kwestionuje oficjalną wersję na temat przyczyn katastrofy. Dowiadujemy się natomiast, że istnieją teorie spiskowe. A teraz najlepsze - głównym ekspertem ze strony polskiej od katastrofy smoleńskiej w tym filmie jest… Konstanty Gebert. Nie znaliśmy go dotąd jako specjalisty od katastrof lotniczych. Teraz się ujawnił. Okazuje się, że jest także specjalistą od wspomnianych „teorii spiskowych“ i w filmie przedstawia ich nową definicję. Oto przykład: „zwolennicy teorii spiskowej uważają, że Rosjanie chcą ukryć swoje zaniedbania“.
Proszę zwrócić uwagę na logikę takiego twierdzenia: samo przyjęcie do wiadomości, że Rosjanie mogą odpowiadać za zaniedbania, jest już teorią spiskową.
Z filmu właściwie tylko pośrednio, gdzieś między wierszami, dowiadujemy się, że jakieś kontrowersje między stroną polską, a rosyjską istnieją, że są wątpliwości, co do między oficjalnej wersji o przyczynach katastrofy. Dowiadujemy się za to, że błąd polskich pilotów nie podlega dyskusji. To taka ostateczna konkluzja filmu. Ale dlaczego ów błąd rzekomo nastąpił? I tu pojawia się w filmie opowieść jak to pilot, który wiózł prezydenta Lecha Kaczyńskiego i nie chciał lądować w Tbilisi, utracił pracę. A w rzeczywistości przecież było tak, że ów pilot nie chciał wystartować, bo wówczas w Rosji toczyła się wojna. Pracy nie stracił, dostał nagrodę.
Kłamstw w filmie jest mnóstwo. Uderzające jest, że tak skandaliczna produkcja firmowana jest przez poważną stację zagraniczną i będzie uchodzić w świecie za poważną interpretację przyczyn katastrofy smoleńskiej. Pojawia się pytanie, w zasadzie chyba retoryczne: dlaczego dbający o swój prestiż kanał telewizyjny produkuje i wypuszcza tego rodzaju dziełko. I jeszcze jedno retoryczne pytanie: kto i jak kształtuje wizerunek Polski? Odpowiedzią jest ten film. Tylko i aż tyle. A o samej katastrofie niczego się nie dowiemy.