Noszenie burkini na plaży jest prowokacją, ponieważ we Francji obowiązuje rozdział państwa i religii. Religia to sprawa osobista. Można ją wyrażać w domu, w kościele, ale nie na ulicy - stwierdził w rozmowie z BBC Radio 4 zastępca mera Nicei Ruddy Salles. Wypowiedź ta jest jednym z głosów w dyskusji, jaką wywołał zakaz noszenia burkini (stroju kąpielowego zaprojektowanego specjalnie dla muzułmanek, którego nazwa pochodzi od połączenia słów "burka" i "bikini") w kilkunastu już kurortach we Francji. Choć decyzja władz miejscowości Villeneuve-Loubet o niniejszym zakazie została przez Radę Stanu zawieszona jako poważne i wyraźne naruszenie podstawowych wolności poruszania się, swobód religijnych oraz wolności jednostki (i słusznie!), to jednak nie sposób nad całą sprawą przejść obojętnie.
Nie tylko burkini...
Na fali niechęci wobec islamu wywołanej zagrożeniem terrorystycznym płynącym od jego radykalnych wyznawców, znajdą się zapewne osoby, których ucieszy każda decyzja wymierzona w tę religię. To jednak bardzo złudna i zgubna uciecha, bo w niej zupełnie o islam nie chodzi. W doskonały sposób obrazuje to dalsza część wypowiedzi francuskiego polityka. W czasie wspomnianej już rozmowy, Salles zapytany został czy w takim razie siostry zakonne mogą pojawić się na plaży w habicie. - Nie, je obowiązuje ta sama zasada - podkreślił.
Cywilizacja współczesnych Hunów bije na głowę religijnych fundamentalistów
Dyskusja wokół burkini jest pokłosiem tego, do czego od wielu już lat dążą "światli" obywatele niektórych państw Europy Zachodniej, chcący oczyścić przestrzeń publiczną z jakichkolwiek symboli religijnych, tak bardzo nieprzystających do ich "nowego wspaniałego świata". Ta "krucjata totalnego wyzwolenia" postępuje i niszczy obszary prawdziwej wolności, wśród których miejsce szczególne zajmuje wolność wyznania.
Będąca chlubą Zachodniej Europy zasada wolności religijnej ma zapewniać każdemu człowiekowi swobodę głoszenia swojego wyznania zarówno prywatnie, jak i publicznie, uprawiania kultu i przestrzegania obyczajów. Ten swoisty przykład tolerancji pozwala na pokojową koegzystencję w ramach jednego organizmu państwowego wyznawców różnych religii oraz tych którzy nie przynależą do żadnej z nich, zapewniając im wszystkim równość. Problem jednak w tym, że z biegiem czasu to ci ostatni stali się najbardziej uprzywilejowaną częścią wielu społeczeństw europejskich, a wolność do religii uległa redefinicji i stała się wolnością od religii. Na tę reinterpretację zwracał uwagę już w roku 2008 prof. Zbigniew Stawrowski, filozof, wykładowca UKSW i dyrektor Instytutu Myśli Józefa Tischnera w Krakowie. W jednej ze swoich publikacji wskazuje, że "prezentując siebie jako kontynuatorkę tradycji zachodniego świata, cywilizacja współczesnych Hunów nie może bezpośrednio zanegować zasady swobodnego wyboru religii". Jak tłumaczy profesor, postawiono więc na radykalną zmianę jej znaczenia, w konsekwencji czego w jej faktycznym odrzuceniu bije na głowę najbardziej zaciekłych religijnych fundamentalistów. Profesor idzie jednak dalej w swoich rozważaniach i określa ideologię "współczesnych Hunów" jako swoistą postać "religii", która za jednym zamachem chce się pozbyć wszystkich konkurentów. "Jest to wspólnota wyznawców "religii pustki" - ideologii ubóstwienia egoizmu i siły, która pod sztandarem "wolności od wszystkiego, co wartościowe", prowadzi krucjatę "totalnego wyzwalania" niszcząc obszary rzeczywistej wolności i solidarności" - tłumaczy filozof.
Rozważania prof. Stawrowskiego, mimo upływu lat w ogóle nie straciły na aktualności, a może nawet więcej - z każdym dniem stają się coraz bardziej aktualne i prawdziwe. Dlatego więc, żadna decyzja nakładająca ograniczenia na praktyki religijne cieszyć nie może, bo każda z nich jest w rzeczywistości ręką podniesioną na wolność człowieka i jego podstawowe prawa.
Fot. Flickr/ Dustin Gaffke/ CC BY 2.0