Zacznijmy od papieża Franciszka. W dniu „strajku kobiet”, w czasie audiencji generalnej w środę 28 października, papież, postrzegany jako promotor idei „Kościoła otwartego”, papież, którego rewolucyjne zmiany raz po raz budzą opór i krytykę katolików na całym świecie, ten sam papież Franciszek, który nie zmarnuje okazji do skrytykowania klerykalizmu (który rzekomo miał doprowadzić do orzeczenia Trybunału), dał sygnał z Watykanu, że aborcja nie jest ani prawem człowieka, ani kwestią wolnego wyboru. Sygnał, jak na Franciszka przystało, nie był może kategoryczny i wyraźny, ale był jak najbardziej czytelny i niedwuznaczny: „Jan Paweł II zawsze wzywał do szczególnej miłości wobec ostatnich i bezbronnych i do ochrony każdego życia ludzkiego od poczęcia aż do naturalnej śmierci (…) proszę Boga, aby obudził w sercach wszystkich szacunek dla życia naszych braci, zwłaszcza najsłabszych i bezbronnych, i dał siłę tym, którzy je przyjmują i troszczą się o nie, także wtedy, gdy wymaga to heroicznej miłości”.
Apel Rzymu o „ochronę każdego życia” najwyraźniej nie został dosłyszany przez grupę 27 polskich księży, która, bardziej postępowa niż Franciszek, opublikowała następnego dnia infantylny, ale bardzo modny postulat: „skończyć z używaniem religii do celów politycznych i porzucić przekonanie, że rozstrzygnięcia prawne mogą przynieść trwałą zmianę wrażliwości sumień, czego my pragniemy, głosząc Ewangelię”. Już pal sześć głupi eufemizm „wrażliwość sumienia”, mający określać najprawdopodobniej sumienie prawe (choć może Wielebni jeszcze co innego mieli na myśli). Ale zaprzeczanie wprost roli wychowawczej prawa ma już znamiona rewolucyjne wobec ładu społecznego. A przecież ot, niepozorny werset z Pisma Świętego, a dokładniej z Księgi Psalmów (podobnych jest multum), pozwala streścić w jednym zdaniu całą chrześcijańską filozofię prawa: „Prawo Pańskie nieskalane, nawracające duszę, świadectwo Pańskie wierne, dające mądrość prostaczkom” (Ps 18, 8, przekład za ks. Wujkiem). Równie dobrze, w myśl postulatu sygnatariuszy, Rzeczpospolita mogłaby przestać przeciwdziałać np. korupcji, niszczeniu środowiska, czy – czemu nie – epidemii, i poczekać aż ww. księża ze współbraćmi głosząc Ewangelię osiągną zmianę „wrażliwości sumień”. Powodzenia!
Były oczywiście przesłania właściwej, i jak najbardziej upoważnionej do tego hierarchii, aczkolwiek niemniej zaskakujące. Jedynym komunikatem Kurii Archidiecezji Katowickiej po hucznej manifestacji pod katedrą Chrystusa Króla w ubiegłą niedzielę było odcięcie się od Młodzieży Wszechpolskiej, która przyszła chronić murów tej świątyni przed wandalami. Kilka dni później ta sama kuria odcięła się ponownie, tym razem od księdza tradycjonalisty, który przed katedrą rozmawiał z demonstrantami o prawie Bożym i prawie naturalnym. Tak zwana „Nowa ewangelizacja” ma najwyraźniej inne priorytety niż stara dobra chrystianizacja. Kierunek Irlandia, nie daj Boże Chile.
Przejdźmy na szczyty rodzimej hierarchii. Z góry widać bardzo dużo, choć niekoniecznie ostro. Dyplomatyczne oświadczenie przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp. Stanisława Gądeckiego zwracało się w zasadzie do ludzi, którzy mieli jego prośby zupełnie za nic. Z kolei skrajnie koncyliacyjny apel abp. Wojciecha Polaka, proszący o jedność – nie wiadomo wokół jakich wartości – tchnął surrealizmem na tle skali agresji dotykającej katolicyzm jako taki. O wiele bardzie realistycznie i przekonująco zabrzmiały wypowiedziane od ołtarza proste, ale zrozumiałe słowa bpa Jana Piotrowskiego: „Wara od mojej kieleckiej katedry”. Niemniej stanowczo, ale na gruncie czysto duchowym, po bolesnej chorobie zaniku mięśni i tkanki kostnej, już z łoża śmierci biskup Jan Niemiec pytał katolików popierających możliwość aborcji: „jakie ktoś dał prawo człowiekowi, by zabierał bliźniemu możliwość otrzymania krzyża od Chrystusa? Jakie prawo ma katolik, by dopuszczać w ogóle samą możliwość odebrania komuś krzyża, który może stanowić dla tamtego jedyną drogę do zbawienia? Przecież kto nie bierze swego krzyża, nie jest godzien Chrystusa. A czy ktoś, kto nie dopuszcza, aby inny wziął swój krzyż, jest Go godzien?”.
Nie będę tu robił przeglądu wszystkich komunikatów. Chciałem na koniec wspomnieć jeszcze o liście metropolity szczecińskiego z 27 października, adresowanym do kapłanów archidiecezji szczecińskiej, podanym również do wiadomości publicznej, który wyróżnia się zaskakującą w tej sytuacji… normalnością. Abp Andrzej Dzięga, skądinąd profesor prawa, na wstępie zaznacza bez ogródek: „Ataki te nie mają charakteru przypadkowego. Dlatego też odpowiedź nie może być pozostawiona dowolnej interpretacji Księży” (księża celebryci mogą więc zachować swe prywatne opinie dla siebie). Dalej: „Naszą pierwszą odpowiedzią na wyżej wspomniane ataki i profanacje jest modlitwa przebłagalna oraz prośba o łaskę nawrócenia i opamiętania sprawców. Każda parafia wybiera przynajmniej jedno popołudnie przebłagalne” (nie dość, że w Szczecinie wierzą w modlitwę i zadośćuczynienie, to jeszcze stawiają je na pierwszym miejscu). „Szczegółowa intencja tych modlitw powinna brzmieć: Dziękujmy Bogu za Sędziów Trybunału Konstytucyjnego, za wnioskodawców pełniejszej ochrony życia nienarodzonych, za wszystkich obrońców życia, którzy wiele lat błagali o taką ochronę i którzy obecnie bronią życia nienarodzonych dzieci. Oni wszyscy potrzebują dziś naszego wsparcia”. Publiczne poczuwanie się do odpowiedzialności jest dzisiaj rzadkością. Oto jednak biskup, który nie mając wpływu na orzeczenie Trybunału, potrafi dostrzec jego doczesną i duchową wartość, wyrazić ją bez wstydu i lęku, i jeszcze nakazać za nie dziękczynienie Panu Bogu w podległych mu parafiach. Szacunek.
Zdaję sobie sprawę, że niektórym skacze już ciśnienie, ale to nie koniec, proszę zażyć tabletkę. Ekscelencja nie tylko nie odciął się od oddolnych stróżów świątyń katolickich, ale jeszcze im pobłogosławił: „Już teraz gorąco dziękuję wszystkim wiernym świeckim, którzy na wiele sposobów według swoich możliwości starają się ochraniać świątynie, kapłanów i dzieła Boże. Niech Wam Bóg obficie błogosławi. Nie ustawajcie”. Co by nie było, dobrze jednak będzie nadać temu spontanicznemu dziełu odpowiednie i trwałe ramy: „Z tych względów popieram też w pełni inicjatywę tych Księży Proboszczów, którzy już przystąpili do organizowania Kościelnej Służby Porządkowej (…) Mężczyzn dorosłych zachęcam do wstępowania do tej służby. Służba ta podlega bezpośrednio Proboszczowi miejsca, który ustala z nimi sposób ochrony świątyni, z zachowaniem prawa polskiego oraz kanonicznego w celu niedopuszczenia do profanacji, oraz dokumentowania ewentualnych ataków. Podstawową formą czuwania jest modlitwa różańcowa”. Jak wojna z domami Bożymi, to i rzeczywista obrona, wsparta modlitwą różańcową; w katolicyzmie to logiczne, prawda?
Jeszcze ostatni cytat, do przemielenia w duszy na spokojnie, patrząc na krzyż, który być może jeszcze wisi gdzieś w domu: „zwracam się także wprost do organizatorów i sprawców ostatnich ataków na życie dzieci oraz na Boży ład w naszej Ojczyźnie, wołając do nich o opamiętanie i nawrócenie. Niech powrócą do Kościoła, niech odbędą pokutę”. Egzegeza zbyteczna.
Pisząc do Tymoteusza św. Paweł rozpisywał zasadnicze powinności biskupie: „Zaklinam cię wobec Boga i Jezusa Chrystusa… głoś słowo, nalegaj w porę, nie w porę; przekonywaj, proś, karć z wszelką cierpliwością i nauką” (II Tm 4, 2). Biskup to pasterz, którego laska (pastorał) ma służyć ochronie owczarni przed wilkami. Którego pektorał (krzyż) na piersiach nie jest ozdobą, ale znakiem obowiązku świadczenia o Chrystusie wobec ludzi. Którego purpura sutanny… może pomińmy już związek z krwią męczenników przelaną za wiarę, dla współczesnych to już i tak mocna dawka, jak na jeden raz, zwykłego, normalnego katolicyzmu. Jak zauważył bowiem Chesterton, normalność obecnie staje się czymś nadzwyczajnym.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.