Lwowskie czasy minione w mowie i fotografii
Artykuł sponsorowany

Lwowskie czasy minione w mowie i fotografii

Dodano: 
Lwowskie czasy minione w mowie i fotografii
Lwowskie czasy minione w mowie i fotografii
Książka prezentuje unikalne zdjęcia i wyjątkowy klimat polskiego, przedwojennego, starego Lwowa, którym towarzyszy żywy lwowski język – słownik mowy lwowskiej, czyli słynnego bałaku.

Lwowska gwara to oryginalne, odrębne słownictwo, to śpiewne przeciąganie samogłosek. W mowie i piśmie używano tam tak nazywanego „języka galicyjskiego”, pełnego oczywistych polonizmów, ale i gęsto „fastrygowanego” na domiar jeszcze austriackimi germanizmami, jak też rusińskimi zapożyczeniami, czyli całkowite pomieszanie z poplątaniem we lwowskim wydaniu. To lwowszczyzna z olbrzymią ilością zlwowszczonych wyrazów i słów „pu lwosku” stylizowanych. „Taż to ni mowa, to 18 bałak lwoski, dźwienczny jak harmonia!”. To mieszanina różnych mów i języków, a czysto po lwowsku mówiąc, to „taka-o miszkulancja rozmaitych bałaków”, bo „Lwów był każdemu zdrów”, gdzie też „kużdy jednu słowo wy wierszyk si zamienia”. Potoczny język ówczesnych Galicjan wschodnich tak właśnie wyglądał. Jakby pożeniły się tu naraz wszystkie narzecza, jakimi rozmawiała wówczas galicyjska prowincja i nikomu to nawet w mieście Lwowie nie przeszkadzało. Nie ważne było, jak się mówiło i „po jakiemu się bałakało”. Każdy miał prawo po swojemu to robić – bez jakichkolwiek ogólnie obowiązujących zasad. Starano się przy tym nie wymawiać „ę” oraz „ą”. W jakiś taki specyficzny sposób omijano te litery lub zamieniano je na coś podobnego lub zupełnie innego tak, żeby tylko było inaczej. Jakoś obywaliśmy się bez tych haczyków przy niektórych literach. Zamiast „o” mówili „u”, a nawet „ó”, ta moży i udwrotni. Wiedziano jednak kiedy używać „h”, a kiedy „ch”, a tę naszą szacowną literę „ł” zawsze wymawiano twardo i wyraźnie. Funkcjonował tam jeszcze tak zwany „język domowy”, używany przeważnie na wsi w licznych mieszanych rodzinach, gdzie określenie narodowości członków tej rodziny oraz ustalenie języka, w którym będzie się rozmawiało, czyli zdecydowanie się na ten jakiś „język domowy”, było dość trudne. W małżeństwach mieszanych następowała polonizacja lub rusinizacja pod wpływem absolutnej przewagi jednego środowiska narodowościowego.

Często zdarzały się również rodziny lwowsko-nielwowskie, takie przemieszane „na boki wszystkie” i mówili sobie „rozmaicie”, czyli różnie: po swojemu i po „wsiowo-lwowsku”. Byli przekonani, że „po takiemu, właśni pu takiemu trza bałakać”, nie tak jak „ci z miasta”. Lwowską mowę, a bardziej dokładnie biorąc, plebejską mowę ulicy lwowskiej, „bałakiem” nazywano. Mówiąc jeszcze dokładniej, tak mowę lwowskich batiarów określano, bo batiar nie mówi, tylko „bałaka”, bo gadać, pleść, ględzić oraz paplać bez większego sensu, że „mureli kwitneli na Cytadeli”; to właśnie po lwowsku „bałakać” znaczy, co od rosyjskiego słowa „балакать” i od rusińsko-ukraińskiego „балакати” pochodzi. Po wojnie zaś słowo to nabrało znaczenia emocjonalnego; dla wypędzonych z Kresów i Galicji Wschodniej stało się synonimem Lwowa, tęsknoty za swoim światem utraconym, bo „lepij byłu wy Lwowi... No ni?”. 19 Kiedyś ten język lwowskiej ulicy był „językiem gminu”, „żargonem plebsu” lekceważonym i zwalczanym przez „wyższe sfery towarzyskie”, przez „lepsze państwo”, jak się tu „wy Lwowi” mawiało. Tępiono „bałak” w urzędach i w szkołach, gdzie za takie mówienie „cwajery” stawiano, rugowano go z „dobrych domów”, a on sobie trwał. A batiarom lwowskim się wydawało, że to nie oni, lecz właśnie wszyscy „doobkoła” mówili dziwnie, źle i nie po polsku. Osobliwością gwary miejskiej Lwowa była jej powszechność. Nawet profesor uniwersytetu, gdy tylko było trzeba, potrafił posłużyć się takim „bałakim”, że słuchaczowi uszy więdły i robiło mu się słabo z wrażenia, bo nie pojmował tego ni w ząb, a często i profesor sam siebie nie bardzo rozumiał, „ali w tuwarzystwi” tej mowy nie używał... Niniejsze opracowanie bogato ilustrowane jest starymi zdjęciami przedwojennego Lwowa, zawiera oprócz przetłumaczenia bałakowych wyrazów, zebrane z różnych źródeł przykłady ich użycia w potocznej mowie galicyjsko-lwowskiej, zarówno tej żywej codziennej, jak również utrwalonej na piśmie przez sławnych i mniej znanych oraz często anonimowych lwowskich autorów. Jest to bałak lwowski, czyli bałakologia stosowana, którą lwowski lwowiak gada...

Z tamtejszego na tutejsze:

bajbus – dzieciak, niemowlę, osesek (To taki jeszczy malentki mikrus, ży dupiru si urodził. Umiałyś zrobić bajbusa, tera mu dawaj żryć.)

bajtała – pleciuga, papla, gaduła (Tyn bajtała tylku gada i nic ni robi.

idiota, dureń, nieokrzesaniec – kafar (A to durny kafar. Skuńczony kafar z niegu. Kafarów ni sieju, samy si rodzu.)

jęczeć, stękać – hinkać (Wciongli hinkał, ży mu bida. Ta co tak hinkasz.

kokietować, wdzięczyć się, zalecać się – jurzyć (Bu una u państwa służy, taj du niegu jurzy – przyjdź pan przyjdź.

mówić: rozmawiać, opowiadać – gadać (Ta po co mówić, jak ni ma o czym gadać. A co ty tu gadasz. Co tu dużu gadać, ta szkoda słów. Ta gadaj sy zdrów – to austriacki gadani.), rozmawiać, prowadzić rozmowę (zwłaszcza gwarą) – bałakać (I w serce spływa mniód i balsam, gdy słyszysz kiedy ktoś bałaka. Jezdnym szac cłupaka, pu lwosku bałakam. Możym pubałakać. Ta chodź, pubałakamy. Co tam bałakać. Szkoda bałakać. Bałakaj sy zdrów. Ja du nij bałakam, a una nic. A ja wam bałakny, ży una miała dubregu nosa du tegu. Tak sy bałakali na rozmaity tymaty. A un bałakał u rabina, ży to ni jegu wina.), wyrażać się (zwłaszcza po niemiecku) – szprechać, paplać – bajtlować (Ta co ty tu bajtlujisz. Ty ich bajtluj, ży to, a to... Ni bajtluj, co chcesz to mów.), głosić nieprawdę (Trza byłu jo zabajtlować, ży ty nie wisz.) – ćmić (Ćmisz, aż ci si z nosa kurzy.), rozprawiać dużo, głośno i szybko – kłapać (Przestań nareszci kłapać!), paszczekować (Ni paszczekuj tak!).

Źródło: Dystrybucja AA
Czytaj także