W trakcie swojego wystąpienia w posiadłości Mar-a-Lago Trump powiedział, że państwa NATO powinny wydawać 5 proc. swojego PKB na obronność. – Wszyscy mogą sobie na to pozwolić, ale powinni płacić pięć procent, a nie dwa procent – powiedział dziennikarzom.
Żądanie amerykańskiego prezydenta elekta nie spodobało się w Berlinie.
– Nie powinniśmy dać się zwariować przez każde oświadczenie Trumpa. Nie jesteśmy bowiem na bazarze. Biorąc pod uwagę położenie geograficzne, potencjał gospodarczy i wielkość Niemiec, jest to również właściwe po dziesięcioleciach chowania się za USA w nadziei, że możemy na nich polegać i że będą ręczyć za nasze bezpieczeństwo – powiedziała europosłanka Marie-Agnes Strack-Zimmermann, była przewodnicząca komisji obrony. Z kolei jej następca w tym gremium Marcus Faber z liberalnej FDP uważa, że poziom 5 proc. jest zbyt wysoki. Realnym natomiast wydaje się wprowadzenie progu 3 proc. PKB.
Niemcy reagują na żądania Trumpa
Lider CDU i wskazywany jako przyszły kanclerz Friedrich Merz jest zdania, że ważniejsze od poziomu wydatków jest przywrócenie zdolności obronnych Bundeswehrze. Jedynie ekspert socjaldemokratycznej SPD ds. polityki zagranicznej Ralf Stegner wyraźnie odrzucił żądanie Trumpa, stwierdzając, że "to kompletne szaleństwo".
Liderka populistyczno-lewicowej partii BSW Sahra Wagenknecht zaapelowała z kolei o uniezależnienie się Berlina od USA. Według niej Niemcy potrzebują "niezależności zamiast poddaństwa” i "znaczącej poprawy stosunków francusko-niemieckich”.
Jeszcze przed słowami Trumpa wicekanclerz i minister gospodarki Robert Habeck z partii Zielonych zażądał zwiększenia wydatków na obronność do 3,5 proc. PKB. Propozycję stanowczo odrzucił kanclerz Olaf Scholz, określając ją jako "nieco niedorzeczną".
Czytaj też:
"Brak zrozumienia". Scholz oburzony słowami TrumpaCzytaj też:
"Mamy prawo żądać". Zełenski odpowiada Trumpowi